środa, 13 lipca 2016

Czarodziejka z Hipolandii - Rozdział 7




Magia 


Nic nie pamiętała, co jej się śniło. 
Obudziło ją dziwne wrażenie... Jak by, coś... Jak by ktoś... czekał by się obudziła. Zamrugała powiekami, bo słońce akurat padało prosto na jej nos. 
Kichnęła. 
Usiadła i rozejrzała się niepewnie. Na moment zapomniała, gdzie kładła się spać. Teraz na widok sześciu intensywnie wpatrzonych w nią oczu, zupełnie obcych i dziwnych oczu, przypomniała sobie gdzie jest.
- Cześć – powiedziała niepewnie.
Trzy wpatrujące się w nią postacie, zamrugały gwałtownie w jednym rytmie i uśmiechnęły się od ucha do ucha. Jeśli u perłowego, lśniącego jedwabiście smoka, można było znaleźć uszy, bo u pozostałej dwójki na pewno.
- Cześć – zawołał malutki chłopiec o jasno zielonej skórze i ciemno zielonych krótkich włosach, oliwkowo zielonym ubranku oraz parze lśniących, tęczowych, prawie przeźroczystych skrzydeł. - Jesteś wielka.
- Cześć – powiedział szybko drugi, bardzo do niego podobny, tylko o dłuższych i troszeczkę jaśniejszych włosach. - Piko jesteś niegrzeczny, nie można tak komuś powiedzieć, bo zaczaruje cię w komara.
- Aj, tam w komara, w komara. Nie zaczaruje, bo po co miałaby to zrobić...
- Choćby po to, byś się nauczył dobrych manier – powiedział długowłosy chłopak – Przepraszam za Piko, jest nieokrzesany jak kamień na urwisku.
- Nie szkodzi – zaśmiała się Oliwka – kim jesteście?
- O, o właśnie, kto jest nieokrzesany – zaśmiał się Piko- nie przedstawiłeś się... ha, ha, ha... Ja jestem Piko, a to jest Nik. No i oczywiście... – skłonił się w stronę smoka
- Rakija – przedstawiła się smoczyca. - Jestem smokiem – dodała.
- Widzę – zaśmiała się Oliwka – Miło mi. Ja jestem Oliwka
- Wiemy – odpowiedzieli chórem
- No tak, wszyscy wiedzą. A wy pewnie jesteście duszkami, o których mówił mi Odrin?
- Tak, to my. Mamy nauczyć cię jak używać czarów – zawołał radośnie Piko – bo podobno nie potrafisz. Naprawdę nie umiesz...?
- Nie, nie mam pojęcia, jak można w ogóle czarować. Raz tylko widziałam czarodzieja na przyjęciu u kolegi, robił sztuczki.
- Oj to dziwne... A co robił ten czarodziej?
- No, pokazywał karty jak znikały, wyciągał chusteczki z rękawa, kwiatki z kapelusza, a potem sprawił, że królik zniknął ze skrzynki...
- I...
- I nic, potem robił zwierzaczki z baloników...
- Wow, zamieniał baloniki w zwierzęta?
- Nie – zaśmiała się Oliwka – dmuchał baloniki i skręcał je w zwierzątka. No wiecie, żyrafę, konika, dżdżownicę...
- Och, to nie czary – powiedział zawiedziony Piko
- No, mówiłem ci, że ludzie nie znają prawdziwych czarów. Tak mówił wuj Sid, on kiedyś był u ludzi, w młodości.
- To, to bardzo dziwne – powiedziała ostrożnie smoczyca – a jak w takim razie latacie?
- Po prostu samolotem – odpowiedziała Oliwka
- Samo...lotem...? Skoro, to samo lata to jest jednak magia... - powiedziała.
- Nie, to maszyna. Sama lata, bo ma silnik. Jak samochód. - wyjaśniła Oliwka i dodała widząc, że nie do końca rozumieją – Ludzie konstruują takie maszyny, mają silniki, paliwo i ruszają się, a ludzie nimi sterują. Kiedyś jeździli konno i kierowali koniem, a teraz maszyna jedzie, sama lub leci.
- Dziwne – powiedziała Rakija.
- No, jak nie znają magii to muszą sobie jakoś radzić, prawda – zawołał Nik – ale tu działa magia i jest wszędzie w tobie też, tylko musisz ją poczuć.
- Poczuć?
- No po prostu, potem sama cię poprowadzi...
- Jak mam poczuć? Myślałam, że nauczycie mnie przydatnych sztuczek...
- Magia to nie sztuczki, to... to wszystko, wszystko co potrzebujesz...
- Nie rozumiem.
- To tak jak..., nie wiem oddychanie, chodzenie, słyszenie. Jeśli potrzebujesz, to wstajesz i idziesz gdzieś – wyjaśniał Nik - Jeśli chcesz mnie słyszeć i rozmawiać ze mną, to słyszysz...
- A jak bym nie chciała, to nie? - zdziwiła się Oliwka
- No nie – teraz zdziwił się Nik
- Przecież jeśli nie będę chciała cię słuchać to i tak będę słyszeć, a jak byłabym głucha, mam taką koleżankę w klasie, to nawet jak bym chciała, to cię nie usłyszę...
- No co ty, tutaj tak to nie działa. Spróbuj. Jeśli nie chcesz mnie słuchać, to nie słysz – zawołał Nik i zaczął przeraźliwie krzyczeć.
Oliwka przestraszyła się, że coś mu się stało. Zaraz jednak, po wpatrzonych w siebie z zainteresowaniem, ale spokojem i rozbawieniem oczach pozostałej dwójki, rozpoznała, że to test, czy da radę nie słyszeć krzyku.
Spróbowała najpierw nie zwracać uwagi na wrzask. Nie udało się. Czyli to nie tak. Potem pomyślała, jak fajnie byłoby jednak po prostu by ten krzyk do niej nie dochodził. I nagle powoli krzyk zaczął cichnąć. Jakby oddalał się. Spróbowała bardziej skupić się na tym, by słyszeć co innego, a krzyku nie. I po chwili udało się. Teraz słyszała ptaki w gałęziach drzew, ciche śmiechy Pika i Rakiji, którzy wpatrywali się w jej zdziwioną minę.
- Naprawdę mogę nie słyszeć...
- No właśnie, widzisz to proste. Jak masz taką potrzebę.
- A jakie wygodne... To już są czary?
- W pewnym sensie tak. Czary to wszystko to, co potrzebujesz... musisz tylko chcieć.
- Hmmm, czyli mogę chcieć cokolwiek i to się stanie? – zdziwiła się Oliwka.
- Chyba tak, nie wiem. Każdy z nas po prostu ma to, co potrzebuje... i robi to, co potrzebuje.
- Ale możecie więcej?
- Po co? Nie wiem. – zdziwił się Nik – Jak myślisz Piko, mógłbyś robić coś więcej?
- Ale co mógłby robić Piko..., więcej – spytała zdziwiona Rakija.
- Nie wiem. Na przykład chcieć mieć samochód i umieć nim jeździć – powiedziała Oliwka
- Pewnie tak – powiedział Nik – Piko chcesz mieć samochód?
- Pewnie, ale nie wiem jak. Musiałbym go znać... - zawahał się – mógłbym go sobie wyobrazić...
Przerwał, zamyślił się i widać było, że mocno się stara. Nim Oliwka mrugnęła okiem Piko siedział na czymś dziwnym. Było zielone. Dużo większe niż sam Piko. Z przodu miało kulę z mnóstwem małych oczu patrzących jednocześnie we wszystkie strony. Na kuli Piko trzymał ręce i mógł nią kręcić lub przesuwać.
Kula była przyczepiona do dziwnego tułowia za pomocą czegoś w rodzaju elastycznego węża. Tułów z kolei był rodzajem miękkiego wygodnego fotela, lub może bardziej oparcia od kanapy z własnym oparciem. Wystawały z niego nogi. Ale podobnie jak oczu było ich bardzo dużo i to różnej wielkości i rodzaju. Były tak kopyta, łapy, pazury, płetwy i dziwne macki, których Oliwka nie mogła zidentyfikować.
To dziwne coś, na czym siedział Piko było zielone, puszyste i co najdziwniejsze, w dwóch łapach po jednej stronie trzymało pokręcone coś, z czego spływała ślina (chyba), a z drugiej strony, na kolejnej łapie, palił się wesoło śliczny zielono niebieski płomień.
Oliwka zaczęła się śmiać.
- Piękne, co to ma być?
- Jak to co – powiedział urażony Piko – przecież to samochód. Sam chodzi. W każdą stronę i w dowolny sposób. Ma ślinik i pali się.
- Ojoj, jest na prawdę piękny. Ale nie przypomina samochodów jakie mają ludzie.
- No, chociaż trochę. Pewnie są różne...?
- Są różne, ale bardzo nie takie...
- To jakie? - zdziwił się Nik
- No, są duże. I twarde. I błyszczące. Siedzi się w środku – na niedowierzające spojrzenie Nika, wyjaśniła – No to jakby się siedziało w brzuchu wielkiego..., wielkiego słonia. Ale nie ma nóg tylko koła... i nie ma głowy...
- No co ty – Piko – zawołał wstrząśnięty – skoro chodzi to jak może nie mieć nóg. I jak może nie mieć głowy. Chyba zwariowałaś.
- Och – westchnęła Oliwka. Trudno jest tłumaczyć coś tak oczywistego, komuś kto, tego całkiem nie zna, ani nawet niczego podobnego – Nie ma głowy ma szybę i kierownicę.
- Co to szyba?
- Oj to jak woda, przezroczyste i twarde... Oj, jak zamarznięta woda. Ale nie tak zimna, jak lód.
- A kierownica?
- To takie koło, nim się kręci...
- Koło? - spytał Piko.
Oliwka machnęła w powietrzu, rysując koło ręką.
- No takie koło.
- No u mnie też jest – powiedział Piko
- Nie, u ciebie jest głowa – zawahała się – To jak orzech, a kierownica jest jak plasterek... ogórka. Koła w samochodzie też. Nie nogi. Tylko..., takie koła, tylko większe.
- Och to bardzo trudno sobie wyobrazić. - mruknął Piko – Słoń na plasterkach ogórka, bez głowy, a z lodem i plasterkiem kolejnego ogórka... i siedzi się w brzuchu... brrr. Nie chcę czegoś takiego, to obrzydliwe. - i odwrócił się do swojego dziwnego stwora, klepiąc go czule po boku – Mój samochodzik jest znacznie ładniejszy... i milszy.
- Masz rację. Ale chyba trochę zrozumiałam, jak jest z tą magią. Nie można chcieć czegoś, czego nie znamy, bo co prawda można to wymyślić, ale nie koniecznie będzie zbyt dobre...
- No, chyba tak. Tak to najlepiej ująć. To też tak, jak z babeczkami, trzeba uważać na dziwne smaki – zaśmiała się Rakija.
A potem ćwiczyli różne rzeczy z pomocą magii. Duszki pokazywały Oliwce co może zrobić, a ona próbowała. Czasem wychodziło, czasem nie. Czasem coś było bardzo proste, jak na przykład latanie. Czasem bardzo trudne, jak zamienianie się w kamień. Ale jak Oliwka zrozumiała, o co chodzi z tym poczuciem i wyobrażeniem sobie, to było już dużo łatwiej.
Śmiali się żartowali, i w sumie dobrze się bawili. Spędzili tak cały dzień. Wieczorem kiedy przyszedł do nich Odrin z Borkiem, Oliwka mogła pochwalić się, że czuje się prawdziwą czarodziejką.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz