środa, 27 lipca 2016

Czarodziejka z Hipolandii - Rozdział 9



Początek wyprawy


Przed nimi była daleka droga, która miała trwać kilka dni, a może nawet dłużej. Początkowo wyprawa była jak wycieczka, bajecznie kolorowy las, pełen dziwnych wesołych stworków i zwierząt, wszystkie żegnały się z nimi życząc im powodzenia. Zgiełk, gwar i zamieszanie podobały się Oliwce i odciągały jej uwagę od nieprzyjemnego końca ich wędrówki.
Wędrowali przez las, mijając co jakiś czas bajeczne polany mieniące się odcieniami tęczy. Przez pół dnia szli wzdłuż rzeki, która miała kolor turkusowo zielony i woda z niej smakowała truskawkami. Mieszkały w niej śmieszne stworki o skórze koloru błękitnego i kręconych długich niby włosach w odcieniu buraczkowym. Nie służyły one jednak im tylko do ozdoby, lecz kiedy stworki pływały w wodzie niby włosy nabierały powietrza i unosiły się nad wodą jak poduszka powietrzna.
Pierwszy nocleg spędzili u tych właśnie stworków, które nazywały się Gamani. Okazało się, że ich babeczkowe drzewka rosną pod wodą, przez co babeczki bardziej przypominają ciasteczka namoczone w mleku lub może soku truskawkowym.
Następnego dnia rano ruszyli dalej. Teraz krajobraz nieco się zmienił, las był gęstszy, droga nieco węższa, pokryta srebrzystym piaskiem. Często też zaczynali wspinać się na niewielkie pagórki, lub schodzili w dół małych dolinek. Polanek już nie spotykali tak często, teraz częściej spotykali pojedyncze rodziny mieszkańców Hipolandii. Spotkali rodzinę fioletowych smoków, niewielkich leśnych stworzeń wdzięcznie brykających między gałęziami. Rakija powiedziała, że to jej dalecy krewni. Ale jakoś Oliwce mało ją przypominali.
Świat zmieniał się nieustannie i ciągle wprawiał Oliwkę w zachwyt, kolorami wyobrażeń, dźwiękami radości, szaleństwem zapachów i smakami marzeń. Jednak po pewnym czasie, kiedy przywykła już do zadziwiających obrazów i ekscytujących spotkań, coraz wyraźniej czuła zmęczenie i nadciągającą grozę przyszłych wydarzeń. Zaczynała czuć się zmęczona i zmartwiona, robiło jej się smutno i nogi niechętnie ruszały się idąc na przód. Wolała już jechać na Blondynce niż iść sama.
W pewnym momencie Oliwka zauważyła, że nie tylko ona tak dziwnie się czuje. Reszta jej drużyny również przejawiała wyraźne oznaki smutku i niepokoju, tak naprawdę chyba niczym nie uzasadnione.
Blondynka robiła się coraz bardziej smutna i zamyślona, jej kroki stawały się wolniejsze i co jakiś czas się potykała nieznacznie. Bork był rozdrażniony, gotowy do ataku i podskakiwał z kolei na każdy, najmniejszy odgłos. Duszki zamilkły i spochmurniały, a ich tęczowe skrzydełka, jakby przybladły i zmatowiały. Nie odzywały się do nachmurzonego Aprosa siedzącego samotnie na ogonie Rakiji. Nawet lot Daryla zdawał się odległy i samotny na tęczowym niebie.
Z pozoru w okolicy nic się nie zmieniło krajobraz był cały czas podobny. Droga wiła się przez bajkowy las, co jakiś czas przecinając większe i mniejsze polanki. Jednak zniknęło w lesie wesołe gwarne życie leśnych zwierzątek i stworków.
Stawało się coraz bardziej gorąco. Może to wpływ pory dnia, pomyślała Oliwka. W południe robi się cieplej i wszyscy robią się markotni. Ale jej niepokój wzrastał i wzrastał z każdą chwilą. Coraz bardziej miała wrażenie strasznego nieszczęścia, które czyha tuż za rogiem.
- Rakijo, nie czujesz się dziwnie? Nie jesteś zmęczona? – spytała Oliwka
- Nie, czemu pytasz?
- Bo… no nie wiem, mam jakieś złe przeczucia…
- Chciałabyś, byśmy się zatrzymali – powiedziała z nadzieją w głosie Blondynka
- Tak, to dobry pomysł. Też mam wrażenie, że niebezpieczeństwo czyha na nas tuż, tuż. – zawołał Bork.
- Mnie tam wszystko jedno – burkną Nik, a Piko potaknął
- Mnie też.
- A mnie nie – warkną Apros – nie chce się zatrzymać. Niczego w ogóle nie chcę.
- Oj, coś z nim gorzej niż zwykle – zdziwiła się Rakija.
- No właśnie, chyba ze wszystkim gorzej…, choć chyba nie z Tobą?
- Nie, nie czuję się zmęczona, ani – popatrzyła na pozostałych towarzyszy – zła czy przestraszona. Ale chyba masz rację, coś jest nie tak.
- Co nie tak, co nie tak? – zawarczał Apros
- Nic. Siedź cicho – odparował Bork
- Co cicho, ty futrzasta kulo mięsa – zawołał Apros
- Coooo? – wilk zawarczał i prawie rzucił się w kierunku małej wiewiórki. Rakija jednak zdążyła podnieść ogon wysoko w górę, poza zasięg Broka. Duszki jednak nieprzygotowane straciły równowagę i poleciały w dół. Nie spróbowały nawet rozłożyć skrzydełek, w związku z tym runęły na ziemię koziołkując po srebrzystym piasku. Kiedy zatrzymały się na poboczu drogi obaj i jak jeden mąż zanieśli się płaczem.
Oliwka przeraziła się nie na żarty co się z nimi dzieje? Dopiero co ruszyliśmy, jak tak dalej pójdzie, daleko nie zajedziemy.
- Hej! – zawołała – Popatrzcie na mnie! Wszyscy! – wrzasnęła teraz z całych sił. Włożyła w ten krzyk całą siebie. Całą potrzebę by zwrócili na nią uwagę.
Wszystkie stworzenia, zarówno jej towarzysze, jak i całe mnóstwo dziwnych małych leśnych stworzeń, odwrócili oczy w jej stronę i utkwili wzrok w jej ustach.
- Hej! – powtórzyła – Co się z wami dzieje? Zachowujecie się dziwnie. Zatrzymajmy się i zastanówmy, co się dzieje. Chłopaki nie płaczcie, przecież nic się nie stało. Borku i Aprosie uspokójcie się. Nie ładnie tak się kłócić. Rakijo powiedz coś.
- Tak, czarodziejka ma rację – powiedziała poważnie Rakija – Nie kłóćmy się, zastanówmy się co się dzieje. – podniosła łeb do góry i zawołała – Darylu choć do nas.
Kruk powoli zniżył lot i dostojnie wylądował parę kroków od Oliwki i jej towarzyszy.
- O co chodzi, przerwaliście moje marzenia o nieskończoności…
- Kruku, kruku, co ty pleciesz – zdenerwowała się Rakija – jakie marzenia o nieskończoności.
- Takie, takie… nieskończone…, takie… nie wiem jakie… - kruk przerwał i zaczął kręcić głową, jakby chciał strącić z niej coś mokrego. – Nie, nie mogę nie wiedzieć jakie…. Fuj, co się ze mną dzieje?
- No właśnie. To czarodziejka zauważyła, że coś się z Wami dzieje. Coś dziwnego…
- No właśnie, ze mną też – dodała Oliwka. – Tylko ty Rakiju nic nie czujesz.
- No, tak. Ale to też dziwne. To ja powinnam pierwsza poczuć niebezpieczeństwo, wasze rozdrażnienie… czy cokolwiek. Taka mam naturę…
- Nic nie wydaje ci się dziwne? – spytała Oliwka
- Teraz tak, widzę to wyraźnie. Ale wcześniej nic nie zauważyłam.
Wszyscy zaczęli przyglądać się sobie nawzajem i zastanawiać o co chodzi. Bork uspokajał się powoli, podobnie jak płaczące duszki i Apros. Deryl wyglądał na bardzo poważnie zamyślonego. To było już do niego bardziej podobne. W pewnym momencie otworzył szerzej oczy i kłapnął dziobem.
- Och, chyba się domyślam. Rakijo choć ze mną wzbijmy się na chwilę w górę. Chcę coś zobaczyć i myślę, że ty też powinnaś. – odwrócił się do Oliwki i dodał - Czarodziejko pilnuj reszty do naszego powrotu.
- Dobrze, oczywiście – odparła Oliwka i oboje wzbili się w powietrze.
Po chwili było ich ledwie widać. To znaczy smoka dość nieźle, ale kruk był tylko niewielkim punktem na niebie.




środa, 20 lipca 2016

Czarodziejka z Hipolandii - Rozdział 8



Pożegnania i plany


Następnego dnia przywitał Oliwkę przepiękny poranek. Słońce świeciło jasno na turkusowym niebie, a w powietrzu czuć było woń wanilii i karmelu. Oliwka obudziła się głodna. Pomyślała o karmelowych ciasteczkach, które piekła kiedyś babcia i poczuła jak burczy jej w brzuchu.
Zapach karmelu i ciasteczek był zachwycający.
- Och, obudziłaś się czarodziejko – zawołał Piko wesoło - chyba jesteś głodna. Zaraz zjesz cały świat...
- Och, jestem głodna i przez ten zapach mam ochotę na babcine ciastka...
Piko i Nik zaczęli się śmiać jeszcze głośniej.
- To raczej odwrotnie, jak masz ochotę na ciastka, to wszystko nimi pachnie – zaśmiał się Nik
- Biegnij poszukać babeczek, bo wszystkich zemdli – śmiał się Piko – widzisz jaką jesteś wielką czarodziejką, cały świat pachnie tak, jak to, na co masz ochotę.
- Oj, chyba to nie najlepiej... wcale tak nie chciałam – powiedziała Oliwka zmartwiona
- Nie przejmuj się przecież dopiero zaczynasz się tego uczyć i tak świetnie ci idzie.
- Tak, tak, dobrze, że nie śniła jej się powódź – doszło Oliwkę markotne mruczenie, to Apros zrzędził niezadowolony – nie cierpię karmelu...
- Oj, Aprosie, Aprosie przestań marudzić – zakrakał Deryl – wcale nie jest tak strasznie.
- Jak dla kogo.
- Już przestaję, naprawdę się staram i idę coś zjeść – zawołała Oliwka.
Po objedzeniu się babeczkami do syta, Oliwka usłyszała w głowie wołanie Odrina.
"Chodźcie wszyscy musimy ustalić co robimy"
Odrin wraz z Blondynką czekał na nich pod wielkim dębem. Na gałęzi przysiadł Deryl, a Apros chwilę później do niego dołączył. Oliwka usiadła na mchu pod dębem obok Borka i smoczycy, na której grzbiecie przysiedli Nik i Piko.
- To czarodziejko twoja drużyna, każdy jest w czymś dobry i każdy pójdzie z tobą wszędzie, bez względu na niebezpieczeństwo.
- Co mamy robić? - spytała Oliwka.
- To ty zdecyduj...
- No chyba powinniśmy pójść do tego Zukara i rozmówić się z nim
- Tak – zawołał Apros – tylko po co mówić, od razu posiekajmy go na kawałki, z zaskoczenia.
- Nie, nie, tak nie można – zawołała Oliwka – może on jest straszny i zły, ale nie wolno na nikogo napadać. Najpierw musimy z nim porozmawiać. Kiedyś, jeszcze w przedszkolu jeden chłopiec zabrał zabawkę drugiemu i zaczęła się straszna awantura. Chcieli się bić. Nasza Pani jednak wzięła obu chłopców i poprosiła by spokojnie powiedzieli co się stało. Potem okazało się, że ten co zabrał samochód, tak naprawdę chciał bawić się razem z tym drugim chłopcem, ale nie wiedział jak zapytać. Jak Pani z nimi porozmawiała okazało się, że lubią podobne zabawy i bardzo się potem polubili.
- Ale to nie dotyczy złośliwego Zukara – zawołał Apros – On nie rozmawia, tylko zjada magię.
- Ale dlaczego to robi? - spytała Oliwka
- Bo tak ma – odpowiedział Bork – Nikt nie wie dlaczego.
- Musisz go zamknąć znów w lodowym pałacu, jak twoja praprababcia – zawołał kruk.
- Nie wiem czy to potrafię.
- Pomożemy ci, my wszyscy mamy w sobie najwięcej magii, inni nam ją przekazali, a my damy ją Tobie. - powiedział Nik – Ja i Piko mamy w sobie całą magię wróżek i duszków. Rakija dostała od smoków ich magię, a Deryla obdarowały zwierzęta wszystkim, co mogły. Nasz świat ginie, jeśli nie powstrzymasz czarownika nasza magia nam nie pomoże.
- Tak, czarodziejko – skłonił się Odrin – Ja przekazuję Orinie Blondi cała swoją moc oraz moc wszystkich koni i jednorożców. Niech ci służy dla dobra wszystkich.
Bork skłonił się przed Oliwką i Apros do niego dołączył.
- My służymy ci swoją siłą, nie mamy dużo magii, ale i ona jest do twojej dyspozycji.
- Nie wiem, co to znaczy – Oliwka była zakłopotana, czuła, że to bardzo ważne, ale nie rozumiała do końca jak.
- Moja droga czarodziejko – zaczął Odrin – poczułaś już swoją magię, wiesz, że wszystko tutaj działa za pomocą pragnień i magii. Za jej pomocą można latać, jeść babeczki, zmieniać pogodę i kolory trawy. Im więcej masz magii, tym więcej możesz dokonać. Jeśli zapragniesz zamknąć czarownika w jego pałacu i bardzo będziesz tego chciała, reszta twoich towarzyszy też będzie tego chciała i doda swoją magię do twojej. Wtedy, nawet jak Zukar będzie chciał co innego nie uda mu się.
- I co potem? Co się stanie z tą magią? - spytała Oliwka po zastanowieniu.
- Nic, pozostanie w zamku by Zukar nigdy nie uciekł...
- Ale wtedy wy nie będziecie mieć magii...
- No tak, ale nasza kraina pozostanie.
- Nie będziesz mógł latać... - spytała Oliwka.
- Nie, będę zwykłym koniem...
- A inni? Co się z nimi stanie?
- Oddając Ci magię nie będą potrafili wielu rzeczy, ale z czasem nauczą się z tym żyć.
- Smoki nie będą latać, a duszki... Co się z nimi stanie?
- Zamienią się w kwiaty, motyle, drzewa w zależności jakimi duszkami są – odpowiedział Nik – To nie szkodzi taka jest nasza natura.
- To nie jest dobrze – powiedziała Oliwka – Jeśli nie pomogę, czarownik pozbawi was magii i zniszczy wasz świat. Zabije was to. Ale jeśli ja zabiorę waszą magię, by go powstrzymać, to i tak zniszczę wasz świat...
- Ale nas nie zabijesz, resztki magii zawsze pozostaną w ziemi, kwiatach, niebie i wodzie. Wszystko odrodzi się z czasem – powiedział Odrin
- Nie, to nie jest dobry pomysł. - Oliwka zachmurzyła się nieprzekonana. Postanowiła, że musi coś innego wymyślić.
- Nie ma innego sposobu – powiedział Odrin – Trzeba tam pójść i go powstrzymać.
- Dobrze, ale tylko pod jednym warunkiem – powiedziała Oliwka – Jeśli coś innego przyjdzie mi do głowy, to najpierw tego spróbujemy. A, i jeszcze jedno. Jak go zamknę, to mogę całą resztę mojej magii oddać wam z powrotem?
- Tak, ale wtedy wrócisz do swojego świata i nigdy już tu nie wrócisz, ani twoje dzieci...
- Trudno – Oliwka pomyślała, że to straszne, jaka szkoda, ale dzielnie dodała – Więc zaraz, jak to zrobię zabierzecie całą resztę magii i odeślecie mnie. Umowa stoi?
- Tak czarodziejko. Umowa stoi. - powiedział smutno Odrin. - Ruszajcie już.
- Ty zostajesz? - spytała Oliwka, ale znała już odpowiedź
- Tak, zostaję ze swoimi, nie przydam ci się na nic.
Oliwka ze łzami w oczach uściskała Odrina. Blondynka przyklęknęła, by Oliwce było łatwiej ją dosiąść i chwilę potem ruszyli przed siebie. Jeszcze raz obejrzała się za siebie, a łzy nie pozwalały jej widzieć wyraźnie, ale z daleka Odrin wyglądał jak piękny siwy rumak pasący się na zielonej łące pod spokojnym zupełnie zwykłym lasem.
Oliwka popatrzyła jeszcze raz na Odrina, a potem skierowała spojrzenie na swoją dzielna drużynę. Blondynka raźnie machała głową i zgrabnie wyciągała długie nogi. Oliwka czuła jej zadowolenie i dumę w każdym kroku. Dzielny wielki Bork spokojnie kroczył obok czujnie spoglądając w dal.
 Deryl krążył nad nimi wysoko lub co jakiś czas zniżał lot by zamienić parę dowcipnych uwag z Rakiją lecącą wolno tuż obok Blondynki, na jej grzbiecie Duszki kłóciły się wesoło śmiejąc się z Aprosem, który co jakiś czas próbował na wesoło postraszyć ich lub przegonić. Wtedy duszki skakały w górę i wykonywały wesołe salta w powietrzu.

Dziwna zbieranina magicznych stworzeń. Wesoła i gotowa na wszystko. Ruszyli przecież razem na wyprawę by uratować magiczna krainę.



środa, 13 lipca 2016

Czarodziejka z Hipolandii - Rozdział 7




Magia 


Nic nie pamiętała, co jej się śniło. 
Obudziło ją dziwne wrażenie... Jak by, coś... Jak by ktoś... czekał by się obudziła. Zamrugała powiekami, bo słońce akurat padało prosto na jej nos. 
Kichnęła. 
Usiadła i rozejrzała się niepewnie. Na moment zapomniała, gdzie kładła się spać. Teraz na widok sześciu intensywnie wpatrzonych w nią oczu, zupełnie obcych i dziwnych oczu, przypomniała sobie gdzie jest.
- Cześć – powiedziała niepewnie.
Trzy wpatrujące się w nią postacie, zamrugały gwałtownie w jednym rytmie i uśmiechnęły się od ucha do ucha. Jeśli u perłowego, lśniącego jedwabiście smoka, można było znaleźć uszy, bo u pozostałej dwójki na pewno.
- Cześć – zawołał malutki chłopiec o jasno zielonej skórze i ciemno zielonych krótkich włosach, oliwkowo zielonym ubranku oraz parze lśniących, tęczowych, prawie przeźroczystych skrzydeł. - Jesteś wielka.
- Cześć – powiedział szybko drugi, bardzo do niego podobny, tylko o dłuższych i troszeczkę jaśniejszych włosach. - Piko jesteś niegrzeczny, nie można tak komuś powiedzieć, bo zaczaruje cię w komara.
- Aj, tam w komara, w komara. Nie zaczaruje, bo po co miałaby to zrobić...
- Choćby po to, byś się nauczył dobrych manier – powiedział długowłosy chłopak – Przepraszam za Piko, jest nieokrzesany jak kamień na urwisku.
- Nie szkodzi – zaśmiała się Oliwka – kim jesteście?
- O, o właśnie, kto jest nieokrzesany – zaśmiał się Piko- nie przedstawiłeś się... ha, ha, ha... Ja jestem Piko, a to jest Nik. No i oczywiście... – skłonił się w stronę smoka
- Rakija – przedstawiła się smoczyca. - Jestem smokiem – dodała.
- Widzę – zaśmiała się Oliwka – Miło mi. Ja jestem Oliwka
- Wiemy – odpowiedzieli chórem
- No tak, wszyscy wiedzą. A wy pewnie jesteście duszkami, o których mówił mi Odrin?
- Tak, to my. Mamy nauczyć cię jak używać czarów – zawołał radośnie Piko – bo podobno nie potrafisz. Naprawdę nie umiesz...?
- Nie, nie mam pojęcia, jak można w ogóle czarować. Raz tylko widziałam czarodzieja na przyjęciu u kolegi, robił sztuczki.
- Oj to dziwne... A co robił ten czarodziej?
- No, pokazywał karty jak znikały, wyciągał chusteczki z rękawa, kwiatki z kapelusza, a potem sprawił, że królik zniknął ze skrzynki...
- I...
- I nic, potem robił zwierzaczki z baloników...
- Wow, zamieniał baloniki w zwierzęta?
- Nie – zaśmiała się Oliwka – dmuchał baloniki i skręcał je w zwierzątka. No wiecie, żyrafę, konika, dżdżownicę...
- Och, to nie czary – powiedział zawiedziony Piko
- No, mówiłem ci, że ludzie nie znają prawdziwych czarów. Tak mówił wuj Sid, on kiedyś był u ludzi, w młodości.
- To, to bardzo dziwne – powiedziała ostrożnie smoczyca – a jak w takim razie latacie?
- Po prostu samolotem – odpowiedziała Oliwka
- Samo...lotem...? Skoro, to samo lata to jest jednak magia... - powiedziała.
- Nie, to maszyna. Sama lata, bo ma silnik. Jak samochód. - wyjaśniła Oliwka i dodała widząc, że nie do końca rozumieją – Ludzie konstruują takie maszyny, mają silniki, paliwo i ruszają się, a ludzie nimi sterują. Kiedyś jeździli konno i kierowali koniem, a teraz maszyna jedzie, sama lub leci.
- Dziwne – powiedziała Rakija.
- No, jak nie znają magii to muszą sobie jakoś radzić, prawda – zawołał Nik – ale tu działa magia i jest wszędzie w tobie też, tylko musisz ją poczuć.
- Poczuć?
- No po prostu, potem sama cię poprowadzi...
- Jak mam poczuć? Myślałam, że nauczycie mnie przydatnych sztuczek...
- Magia to nie sztuczki, to... to wszystko, wszystko co potrzebujesz...
- Nie rozumiem.
- To tak jak..., nie wiem oddychanie, chodzenie, słyszenie. Jeśli potrzebujesz, to wstajesz i idziesz gdzieś – wyjaśniał Nik - Jeśli chcesz mnie słyszeć i rozmawiać ze mną, to słyszysz...
- A jak bym nie chciała, to nie? - zdziwiła się Oliwka
- No nie – teraz zdziwił się Nik
- Przecież jeśli nie będę chciała cię słuchać to i tak będę słyszeć, a jak byłabym głucha, mam taką koleżankę w klasie, to nawet jak bym chciała, to cię nie usłyszę...
- No co ty, tutaj tak to nie działa. Spróbuj. Jeśli nie chcesz mnie słuchać, to nie słysz – zawołał Nik i zaczął przeraźliwie krzyczeć.
Oliwka przestraszyła się, że coś mu się stało. Zaraz jednak, po wpatrzonych w siebie z zainteresowaniem, ale spokojem i rozbawieniem oczach pozostałej dwójki, rozpoznała, że to test, czy da radę nie słyszeć krzyku.
Spróbowała najpierw nie zwracać uwagi na wrzask. Nie udało się. Czyli to nie tak. Potem pomyślała, jak fajnie byłoby jednak po prostu by ten krzyk do niej nie dochodził. I nagle powoli krzyk zaczął cichnąć. Jakby oddalał się. Spróbowała bardziej skupić się na tym, by słyszeć co innego, a krzyku nie. I po chwili udało się. Teraz słyszała ptaki w gałęziach drzew, ciche śmiechy Pika i Rakiji, którzy wpatrywali się w jej zdziwioną minę.
- Naprawdę mogę nie słyszeć...
- No właśnie, widzisz to proste. Jak masz taką potrzebę.
- A jakie wygodne... To już są czary?
- W pewnym sensie tak. Czary to wszystko to, co potrzebujesz... musisz tylko chcieć.
- Hmmm, czyli mogę chcieć cokolwiek i to się stanie? – zdziwiła się Oliwka.
- Chyba tak, nie wiem. Każdy z nas po prostu ma to, co potrzebuje... i robi to, co potrzebuje.
- Ale możecie więcej?
- Po co? Nie wiem. – zdziwił się Nik – Jak myślisz Piko, mógłbyś robić coś więcej?
- Ale co mógłby robić Piko..., więcej – spytała zdziwiona Rakija.
- Nie wiem. Na przykład chcieć mieć samochód i umieć nim jeździć – powiedziała Oliwka
- Pewnie tak – powiedział Nik – Piko chcesz mieć samochód?
- Pewnie, ale nie wiem jak. Musiałbym go znać... - zawahał się – mógłbym go sobie wyobrazić...
Przerwał, zamyślił się i widać było, że mocno się stara. Nim Oliwka mrugnęła okiem Piko siedział na czymś dziwnym. Było zielone. Dużo większe niż sam Piko. Z przodu miało kulę z mnóstwem małych oczu patrzących jednocześnie we wszystkie strony. Na kuli Piko trzymał ręce i mógł nią kręcić lub przesuwać.
Kula była przyczepiona do dziwnego tułowia za pomocą czegoś w rodzaju elastycznego węża. Tułów z kolei był rodzajem miękkiego wygodnego fotela, lub może bardziej oparcia od kanapy z własnym oparciem. Wystawały z niego nogi. Ale podobnie jak oczu było ich bardzo dużo i to różnej wielkości i rodzaju. Były tak kopyta, łapy, pazury, płetwy i dziwne macki, których Oliwka nie mogła zidentyfikować.
To dziwne coś, na czym siedział Piko było zielone, puszyste i co najdziwniejsze, w dwóch łapach po jednej stronie trzymało pokręcone coś, z czego spływała ślina (chyba), a z drugiej strony, na kolejnej łapie, palił się wesoło śliczny zielono niebieski płomień.
Oliwka zaczęła się śmiać.
- Piękne, co to ma być?
- Jak to co – powiedział urażony Piko – przecież to samochód. Sam chodzi. W każdą stronę i w dowolny sposób. Ma ślinik i pali się.
- Ojoj, jest na prawdę piękny. Ale nie przypomina samochodów jakie mają ludzie.
- No, chociaż trochę. Pewnie są różne...?
- Są różne, ale bardzo nie takie...
- To jakie? - zdziwił się Nik
- No, są duże. I twarde. I błyszczące. Siedzi się w środku – na niedowierzające spojrzenie Nika, wyjaśniła – No to jakby się siedziało w brzuchu wielkiego..., wielkiego słonia. Ale nie ma nóg tylko koła... i nie ma głowy...
- No co ty – Piko – zawołał wstrząśnięty – skoro chodzi to jak może nie mieć nóg. I jak może nie mieć głowy. Chyba zwariowałaś.
- Och – westchnęła Oliwka. Trudno jest tłumaczyć coś tak oczywistego, komuś kto, tego całkiem nie zna, ani nawet niczego podobnego – Nie ma głowy ma szybę i kierownicę.
- Co to szyba?
- Oj to jak woda, przezroczyste i twarde... Oj, jak zamarznięta woda. Ale nie tak zimna, jak lód.
- A kierownica?
- To takie koło, nim się kręci...
- Koło? - spytał Piko.
Oliwka machnęła w powietrzu, rysując koło ręką.
- No takie koło.
- No u mnie też jest – powiedział Piko
- Nie, u ciebie jest głowa – zawahała się – To jak orzech, a kierownica jest jak plasterek... ogórka. Koła w samochodzie też. Nie nogi. Tylko..., takie koła, tylko większe.
- Och to bardzo trudno sobie wyobrazić. - mruknął Piko – Słoń na plasterkach ogórka, bez głowy, a z lodem i plasterkiem kolejnego ogórka... i siedzi się w brzuchu... brrr. Nie chcę czegoś takiego, to obrzydliwe. - i odwrócił się do swojego dziwnego stwora, klepiąc go czule po boku – Mój samochodzik jest znacznie ładniejszy... i milszy.
- Masz rację. Ale chyba trochę zrozumiałam, jak jest z tą magią. Nie można chcieć czegoś, czego nie znamy, bo co prawda można to wymyślić, ale nie koniecznie będzie zbyt dobre...
- No, chyba tak. Tak to najlepiej ująć. To też tak, jak z babeczkami, trzeba uważać na dziwne smaki – zaśmiała się Rakija.
A potem ćwiczyli różne rzeczy z pomocą magii. Duszki pokazywały Oliwce co może zrobić, a ona próbowała. Czasem wychodziło, czasem nie. Czasem coś było bardzo proste, jak na przykład latanie. Czasem bardzo trudne, jak zamienianie się w kamień. Ale jak Oliwka zrozumiała, o co chodzi z tym poczuciem i wyobrażeniem sobie, to było już dużo łatwiej.
Śmiali się żartowali, i w sumie dobrze się bawili. Spędzili tak cały dzień. Wieczorem kiedy przyszedł do nich Odrin z Borkiem, Oliwka mogła pochwalić się, że czuje się prawdziwą czarodziejką.




wtorek, 5 lipca 2016

Czarodziejka z Hipolandii Rozdział 6




Drużyna marzeń 


Oliwce wydawało się, że minęło zaledwie parę chwil, gdy zatrzymali się pod wielkim dębem, a Odrin tupnął w ziemię parę razy.
- Aprosie, Derylu już czas... - zawołał, a gałęzie wielkiego drzewa zaszeleściły złowieszczo i wyleciał z nich wielki fioletowy kruk.
- Witam, witam jesteśmy już gotowi, tylko Apros trochę się zapodział..., ale nie martw się Pani – zwrócił się do Oliwki – Już go słyszę.
Oliwka rozejrzała się w poszukiwaniu tego, kogo słyszał kruk. Ale nigdzie nie widziała nikogo. Ciekawe kim jest Apros? Poznała już wielkiego wilka i wielkiego kruka, ciekawe, czy jest równie strasznym wojownikiem.
Wtedy z drzewa zeskoczyła malutka wręcz miniaturowa złota wiewiórka z pięknym puszystym ogonem mieniącym się różnymi odcieniami złota. Oliwka uśmiechnęła się zachwycona tak pięknym i słodkim stworzeniem. Żeby tylko wielki Apros go nie stratował jak się pojawi. Oliwka wyciągnęła rączkę by pogłaskać wiewiórkę i jeśli pozwoli wziąć ją na ręce.
Wiewiórka odskoczyła gwałtownie z sykiem.
- No, no, bez poufałości. Czarodziejka, czarodziejką, ale dotykać to mnie nikt nie będzie, bo palce odgryzę. - warknęła.
- Och, Aprosie, bądź choć trochę mniej zrzędliwy, bo wystraszysz nam Panią czarodziejkę – zawołał Deryl.
- Nie, nie, to ja przepraszam – zawołała Oliwka – Nie chciałam być niegrzeczna, ale jesteś taki słodki...
- Co takiego? Ja? słodki? - zasyczała wiewiórka szczerząc małe ząbki w złości – Niedoczekanie, nigdy nie jestem słodki...
- Oj, ma rację – zawołał Bork – Uważaj z nim, nigdy nie jest słodki i miły, odkąd go pamiętam. To najgorszy zakapior tej krainy. Jesteś pewien Odrinie, że to dobry pomysł, ten wariat jeszcze krzywdę zrobi czarodziejce? - zwrócił się do rumaka
- Nie, nie przesadzaj, Apros się przyzwyczai do Oliwki. I na pewno będzie trzymał nerwy na wodzy – skończył zwracając się do Aprosa.
- Pewnie, pewnie, już to widzę – zamruczał kruk kręcąc głową. - To ja może polecę do smoków po Rakije.
- Och, to bardzo dobrze, trudno byłoby tam dotrzeć czarodziejce nawet na moim grzbiecie. - powiedział Odrin
- Właśnie, właśnie już lecę. - zakrakał kruk wzbijając się w niebo.
Oliwka rozejrzała się niepewnie. Ciekawe, czy dobrze usłyszała. Powiedzieli coś o smokach?
- Czy w tej drużynie będzie smok?
- Oj będzie, będzie. Całkiem cały smok. - zaśmiał się wilk, a Odrin mu zawtórował.
- Oj, smoki są groźne i niebezpieczne. Taki smok to może wygrać każdą bitwę. Wiem to z bajek i filmów – dodała na końcu.
- No, nie wiem, czy akurat ten smok jest takim smokiem...
- Jak to?
- Ten smok jest dziewczyną. - powiedział pogardliwie Apros
- No i...? - spytała Oliwka lekko urażona takim podejściem do dziewczyn. - Ja też jestem dziewczyną – dodała.
- No właśnie – odparował Apros – Dziewczyny nie potrafią walczyć, potrafią się kłócić, ale z czarownikiem nie dadzą rady.
- Nieprawda – zaperzyła się Oliwka – było wiele walczących kobiet, a po za tym, to chłopaki tylko by się bili, bez sensu. Czasem trzeba pomyśleć, a czasem wystarczy się pokłócić...
- Z czarownikiem...?
- Przestań Aprosie – powiedział Odrin – Nie pora na kłótnie. I skoro o tym mowa to ty właśnie się kłócisz...
- Ja ? - najeżył się Apros – Ja się nie kłócę, nigdy...
- Jasne – zaśmiał się Bork – jesteś słodki jak się kłócisz z dziewczynami....
- Jaaaaa.... - Apros wrzasnął i rzucił się na wielkiego wilka z zębami i wyprostowanym ze złości ogonem.
Bork tylko machną łapą i małą wiewiórka odleciała na kilka metrów upadając na swój piękny ogon. Oliwka podbiegła do niego i podniosła zwierzaczka. Otrzepała jego futerko i powiedziała.
- Nie rób tego więcej, jak mamy robić coś razem, to razem. Nie możemy się kłócić i – spojrzała na Borka wymownie – poobijać nawzajem. Jak to wygląda? Nie wstyd wam?
- O, no właśnie. Widzicie, jaka mądra ta nasza czarodziejka... - powiedział Odrin spokojnie. Na nim ta mała awantura nie zrobiła wrażenie w ogóle.
Oliwka jednak pomyślała, że są najdziwniejszą drużyną na świecie. I wcale nie wygląda, by mogli się razem dogadać. Nic nie jest takie, jak mogłoby się wydawać. Czuła się tym wszystkim bardzo zmęczona. Na dodatek wcześniejsza rozmowa o babeczkach spowodowała lekkie burczenie w brzuchu, a teraz to poczuła prawdziwy głód.
Odrin popatrzył na nią z troską i pomachał wielkim łbem.
- No tak, my tu gadamy i rozprawiamy o niczym, a nasza czarodziejka jest zmęczona i głodna...
- Skąd to wiesz? – spytała Oliwka – nic nie mówiłam... Już wcześniej odpowiadałeś na moje pytania których nie powiedziałam...
- Tak. Potrafię czytać w myślach. Tu prawie każdy to potrafi. Dlatego rozumiemy swoją mowę i nie tylko...
- A ja nie potrafię... - zawołała Oliwka – to niesprawiedliwe.
- Nauczysz się. Wszystkiego trzeba się nauczyć. Mały źrebak uczy się szybko chodzić, a wolniej mówić. Powoli wszystkiego się uczy. Potem skacze przeszkody i może śpiewać – zaśmiał się – Małe dzieci też. Ty też nauczysz się wszystkiego po kolei. Już nas rozumiesz, potem też nauczysz się rozumieć nasze myśli i uczucia, a potem nauczysz się i czarować.
- Naprawdę, nauczysz mnie?
- Nie ja. W tym pomoże ci Rakija, i pewnie jeszcze duszki leśne...
- Duszki...?
- No tak, myślę, że przylecą tu z Derylem i Rakiją... zobaczysz. No dobrze, a teraz pora coś zjeść. Borku, poszukaj z Oliwą pięknych babeczek, a Apros na pewno ma schowanych trochę orzechów. Prawda Aprosie?
- Tak Odrinie, już przynoszę. Najlepsze orzechy wszech czasów. - zawołał i zniknął za drzewem.
- Ja w tym czasie przygotuję ci dobre miejsce do snu. Musisz trochę odpocząć, jak już zjesz. - zaśmiał się i machnął łbem.
Bork pokazał Oliwce piękny krzak, na którym rosły malutkie, piękne babeczki. Były puszyste, słodkie i bardzo dobre. Smakowały zupełnie inaczej, niż wyglądały. Bo wyglądały jak malutkie zwykłe ciasteczka, a smakowały jak galaretka z owocami i bitą śmietaną, a potem jak lody malinowe i na końcu jak tort czekoladowy. Oliwce aż zrobiło się trochę niedobrze od słodkiego.
Wtedy Apros dał jej kilka orzechów o lekko gorzkawym posmaku, ale bardzo dobrych. Przestała być tak zasłodzona.
Brok zaśmiał się, że musi na przyszłość nauczyć się wyobrażać sobie różne smaki, bo ciągle będzie ją mdlić. Oliwka pomyślała, że trudno patrząc na babeczki wyobrażać sobie, że to kukurydza z serem, lub hamburger. Ale będzie musiała spróbować.

Potem położyła się na miękkim, wybranym przez Odrina mchu. Patrząc na piękne gwiaździste niebo, w kolorze szmaragdowozielonym, nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła.