Zamek
Droga
dłużyła się Oliwce, choć do celu też nie miała ochoty dotrzeć. Wszystko wokół
powoli zmieniało się. Cały świat stawał się coraz bardziej szary i pusty. Na
niebie nie było słońca i miało ono szary, zimny kolor.
Zostawiwszy
małych orków przeszli przez góry wąską, krętą przełęczą. Tutaj świat wyglądał
inaczej. Początkowo jeszcze szli przez wielki las, ale z czasem zaczął on
rzednąć, a drzewa coraz częściej były uschnięte.
W
końcu opuścili ostatnie suche, połamane i zdawałoby się całkiem martwe części
lasu. Wyszli na odkryty teren. Ale nie były to zielone łąki. Na obrzeżach
jeszcze gdzieniegdzie widać było łaty trawy w szarozielonym kolorze. Jednak
dalej, nawet one zanikały stopniowo i potem już tylko wędrowali przez wielkie,
bezkresne, pustkowia, z których tylko czasem wyrastały zeschnięte krzaki.
Robiło
się też coraz zimniej. Oliwka starała się wyobrażać sobie, że jest ciepło, ale
to nie pomagało. Wiał coraz silniejszy zimny wiatr i rozwiewał uczucie ciepła
jakie gromadziła wokół siebie. Przytulała się do Blondynki, ale nie dużo to
dawało. Po pewnym czasie, na tym zimnym pustkowiu, zaczęła mieć wrażenie, że
policzki zaczynają jej zamarzać i sztywnieć.
Wtedy
na horyzoncie zobaczyła daleki cień. W miarę jak się zbliżali rósł i stawał się
coraz bardziej widoczny. Początkowo myślała, że to góry. Ale to był zamek. Był
ogromny, zimny i ciemny. Zasłaniał cały horyzont, niczym pasmo górskie. Kiedy
zbliżyli się do niego na tyle, by widać było szczegóły budowli, okazało się, że
cały jest pokryty lodem, a może zbudowany z lodu. Ale nie był biały i lśniący
jak igloo. Był ciemny, szary, prawie czarny, wcale nie miał okien, tylko ślady
po zamurowanych lub zasłoniętych szczelinach okiennych.
Na
murach nie widać było strażników, ludzi ani innych stworzeń. Był przeraźliwie
cichy. Wielka brama wjazdowa była zamknięta i oblepiona lodem.
Oliwce
przeszły ciarki po plecach. Po co miała zamykać lodowy pałac, by czarownik z
niego nie wyszedł. Nikt i tak z niego nie mógł wyjść bo zamek był zamarznięty.
"Dlaczego,
pomyślała, jeśli czarownik jest taki potężny, to ma taki zimny i okropny zamek.
Dlaczego magicznie nie wyczaruje sobie pięknego ciepłego świata?"
Nie
chciałaby mieszkać w czymś takim. Nikt by nie chciał. Po co on tu siedzi. Już
chyba lepiej byłoby wrócić do świata ludzi. Byłoby mu chociaż cieplej.
-
Dlaczego czarownik tu siedzi, tu jest okropnie? Mówiliście, że wydostał się, że
zabiera Hipolandii magię, po co, skoro nawet nie potrafi się ogrzać? - spytała
Nika przekrzykując wiatr.
- Nie
wiem, może dlatego, bo jest zły. Nikt tu się nie zapuszcza...
-
Może to jego złość tak zmroziła zamek – dodała Blondynka.
-
Chyba złość by go stopiła – warknął Apros – wiem coś o tym. Jak jestem
wściekły, a często jestem, to jest mi gorąco.
- No
tak, masz rację Aprosie – przyznała Oliwka trzęsąc zębami – złość rozgrzewa.
-
Może..., może... - nieśmiało zaczęła Rakija – może... on nie jest wściekły
tylko smutny...
- No
co ty pleciesz – warkną Apros – On jest zły wszyscy wiedzą.
-
Wiedzą, nie wiedzą – zakrakał Deryl – może coś w tym jest...
Smoczyca
popatrzyła na kruka z wdzięcznością i odważyła się skończyć.
- Jak
ja się martwię, lub jest mi smutno, jest mi tak zimno...
- Co
chcesz przez to powiedzieć? - zawarczał Bork – To ma być biedny smutny
czarownik?...Bzdura.
- No,
wiesz, to nie takie głupie. Też pamiętam, jak mi było zimno, kiedy byłam
smutna, bo umarł mój kotek Baruś...
- A
co ty czujesz, czarodziejko? - spytał Nik, a Piko przysunął się bliżej by
przyjrzeć się Oliwce.
- O
co ci chodzi?
- O
to, co mówi ci twoja magia – wyjaśnił Nik – Co ci się wydaje. Dlaczego jest tak
zimno...? To smutek czy złość?
-
Mnie? Mnie się właśnie wydaje, że tu jest smutno, bardzo przerażająco smutno.
Nie strasznie. Wcale się nie boję. Jest mi smutno, jak patrzę na ten zamek.
-
Czarodziejka zawsze ma rację – zawołał Piko
- No,
ale poprzednia czarodziejka bała się go i uważała, że jest zły – zawołał Deryl
– skoro tak, to która się myli.
- A
to, co zrobiła tamta sprawdziło się? – nieśmiało zapytała Rakija
- Nie
– chórem przytaknęli Piko i Nik
- Ale
wiele lat działało – odparł Bork – nie znam się na przeczuciach, ale świat był
na długo bezpieczny...
- Ale
teraz cena jest zbyt wysoka – zawołała Oliwka – Jeśli zmarnuję całą magię
Hipolandii bez sensu...
-
Tak, jeśli czarodziejka zrobi to samo, co jej praprababka i pomoże, to tylko na
jakiś czas, już nikt więcej nie będzie nam mógł pomóc. Jej dzieci nie będą
miały magii – powiedział rozsądnie Nik.
-
Masz rację – zgodził się Piko.
- Ale
teraz będziemy bezpieczni to najważniejsze – zawołał Bork.
- Nie
– powiedziała Oliwka – Nie będziecie bezpieczni, będziecie bezbronni. Wiem, co
muszę zrobić.
Zsunęła
się z Blondynki. Poklepała ją czule po karku. Odwróciła się do pozostałych
zwierząt i duszków.
- Idę
tam – powiedziała stanowczo – Nie chcę waszej magii. Idę go przekonać. Spróbuję
z nim porozmawiać.
- Ale
nie pójdziesz sama – zawołał Bork – jeśli ci się nie uda, odbierze ci magię i
zamrozi cię...
- I
co w tedy zrobimy? – zapytała Blondynka
-
Pójdziesz do krainy ludzi i znajdziesz inne dziecko – powiedziała Oliwka – inne
dziecko kiedyś urodzi się z magią, a wy będziecie mieć jeszcze magię.
-
Nie, nie możesz tam iść sama – zawołał Apros, a Bork mu przytaknął.
- Ja
mam nad tobą czuwać i nie pozwalam ci.
- Nie
możesz mi nie pozwalać, jestem Wielką Czarodziejką, Panią Czarodziejką –
powiedziała dumnie i stanowczo Oliwka – Zapomniałeś?
-
Nie, ale nie pójdziesz sama. Idę z tobą, będę cię chronić.
- Ja
też – zapiszczał Apros – nic mnie nie powstrzyma.
- Nie
– powiedziała Oliwka – jeśli on jest smutny, jeśli nie jest zły... to może się
was przestraszyć... i zrobić zły. Małe pieski szczekają i gryzą, jak się boją.
Tak mówiła mama. Jeśli się przestraszy, może nam wyrządzić krzywdę...
-
Oliwka ma rację – powiedział Piko, a Nik dodał - Ma rację i musimy jej
pozwolić.
- Nie
zgadzam się – warknął ponownie Bork – ktoś musi iść z tobą.
- Tak
– zawołał Apros – Ja
-
Lepiej nie – z wahaniem powiedziała Oliwka.
- A
może tak – zaproponowała ostrożnie Rakija – Apros jest wielkim wojownikiem, ale jest niewielki
wzrostem... może udawać miłego...
-
Udawać miłego...? - zawarczał Apros, ale zaraz się zawahał i zastanowił – A
może tak udawać miłego, a potem wyskoczyć znienacka i pokonać drania
-
Tylko jeśli będzie taka potrzeba – dodał Nik.
-
Oczywiście, jak będzie... - zgodził się Apros.
-
Dobrze – zgodziła się Oliwka – Apros może iść ze mną, ale musi wyglądać miło...
Apros
wstrząsnął się na całym ciałem i strzepnął złociste futerko. A potem złożył
łapki, stulił uszka, zrobił takie wielkie słodkie oczy, że aż serce zabolało. I
ze słodkim nieśmiałym uśmiechem powiedział:
-
Może być?
Wszyscy
chórem zaśmiali się zgodnie. Był obrazem słodkiego niewiniątka.
-
Dobra, idziemy – rzuciła Oliwka – Trzymajcie się.