środa, 17 sierpnia 2016

Czarodziejka z Hipolandii - Rozdział 12




Szare zastępy


Oliwka dostrzegła Borka chwilę później. Stał na skraju lasu u podnóża wysokiej skalistej góry. Las kończył się nagle. Dalej nie było roślinności tylko szare skały. Nad nimi krążył Deryl, a Rakija siedziała na wystającej w górę pionowej skale i wpatrywała się w dal.
- O już jesteście – zawołał Bork – to dobrze.
- I co znaleźliście ją – zawołała Oliwka
- No w pewnym sensie – odpowiedział Bork
- Oj, jakim?
- Kruk ją wypatrzył, tam za górą. Orki prowadzą ją na północ. Rakija nie chce się im pokazywać, ale wypatruje ich. Deryl ma na nich cały czas oko. Nie są bardzo daleko.
- No to na co czekamy?
- Co mamy zrobić? – spytał Bork – ich jest ze dwudziestu. Mamy tam podejść i poprosić by puścili naszą przyjaciółkę?
- No pewnie nie posłuchają. – zmartwiła się Oliwka – To jaki mamy plan.
- Jeszcze nie mamy.
- Ojoj, to myślcie, myślcie – zawołał Nik.
- Sam myśl, jak taki jesteś mądry – odparował Bork – czekamy na Rakiję.
Po chwili Rakija wdzięcznie, jak na olbrzymiego smoka, wylądowała koło nich u stóp góry. Apros siedzący cały czas na jej grzbiecie mruczał coś do siebie.
- No i co? – nie mogła wytrzymać Oliwka.
- Hmm, Blondynka tam jest. Rozbili obóz i palą wielkie ognisko. Blondynka stoi związana. Gorzej, że nie odpowiada, jak ją wołamy. Nawet jak Deryl podlatuje blisko, to ona jakby spała. Nie odpowiada.
- Co to znaczy? – spytała Oliwka
- No cóż, może być pod wpływem jakiegoś czaru, ale nie sądzę. Orkowie rzadko używają magii. Myślę, że ją uśpili.- odpowiedziała Rakija
- Dali jej jakiś narkotyk? –z przerażeniem zawołała Oliwka
- Chyba tak. Ale to dobrze. To można uleczyć. Zły czar byłby trudniejszy.
- Oj nie wiem, w moim świecie, narkotyki są straszne…
- Ale leczy się z nich ludzi?
- No tak, masz rację. No to działamy.
- Spokojnie musimy mieć plan. O jest Deryl. Teraz zastanowimy się, co dalej.
Deryl potwierdził nowiny Rakiji, widział Blondynkę całkiem z bliska, orków też. Teraz trzeba było wymyślić co robić. Przez dłuższy czas najpierw dyskutowali, a potem w milczeniu zastanawiali się co począć. Orkowie byli groźni, duzi, źli i na dodatek uzbrojeni w kły, pazury i kije. Ich drużyna może była wojowniczo nastawiona, ale tak naprawdę do walki się nie nadawała. No, może jeden Bork miał kły i pazury, ale nigdy ich nie używał.
W końcu kiedy już tylko siedzieli w milczeniu, Oliwka, nie mogąc już nic wymyślić, spytała Rakiję.
- Czy możemy użyć magii, by stać się tacy jak Orki, lub groźniejsi od nich?
- Nie, jeśli to zrobisz to staniesz się jak oni, możesz już nigdy nie wrócić. Dobra magia nie służy do niszczenia, ratuje, buduje…
- Jeśli zniszczysz coś magią powstanie zła energia, która zamienia kawałek ciebie w nicość – dodał Deryl – dlatego nawet Orkowie niechętnie posługują się magią. Zdobywają co chcą siłą, boją się magii, bo nie potrafią budować dobrych rzeczy.
Oliwka zamyśliła się, chwilę. Coś jej świtało, miała to na końcu myśli… jak na końcu języka.
- A może, może by tak zrobić coś innego. Nie walczyć z nimi… tylko… Tylko dać im to, co mogliby chcieć…
- Jak to? – zdziwił się Deryl
- Uleganie takim potworom jest niehonorowe – warkną Apros
- Wiem, co masz na myśli – zawołał Piko – każdy czegoś chce, u nas nasze potrzeby zaspokajamy magią, jeśli oni tego nie mogą, chcą zdobywać wszystko siłą…
- Ale jeśli dowiemy się czego chcą i im to damy to przestaną napadać i również oddadzą Blondynkę – zakończył Nik.
- No właśnie, o to mi chodziło. – powiedziała Oliwka. – Ale jak dowiemy się czego oni chcą?
- No, od tego mamy Duszki – zawołała Rakija.
- Jak to? Przecież oni są malutcy, nie pójdą do Orków z pytaniem, co chcą?
- Nie – zaśmiał się Nik – nie ma takiej potrzeby. Widzisz, wszystkie duszki, leśne duszki też, mogą wchodzić do świata snów i marzeń. Możemy stać się duszkami tyko wymarzonymi we śnie.
- Nie rozumiem.
- U was, w ludzkim świecie też są takie senne duszki, tylko one nie potrafią być materialne, jak my. One zawsze są we śnie, sprowadzają marzenia na ludzi. My też tak możemy. Dlatego czasem do ludzkiego świata zaglądamy…
- Ale jak wam… Och już wiem. – zawołała Oliwka – wejdziecie do ich snów i zobaczycie czego chcą.
- No właśnie, teraz Orki odpoczywają i śpią, jak dowiemy się o czym śnią, o czym marzą, to magią możemy im to wyczarować, a potem nauczyć, jak taką magią się posługiwać…
- Tak jak mnie nauczyliście.
- No właśnie.- powiedział tryumfalnie Nik.
Przez chwilę jeszcze omawiali szczegóły planu mimo sprzeciwu i kręcenia nosem zarówno Aprosa jak i Borka, którzy nie byli do tego planu przekonani. Potem Nik i Piko zamigotali i ich postacie stały się bardziej i bardziej zwiewne i delikatne, aż zniknęli całkiem. Oliwka poczuła jeszcze lekkie muśnięcie na twarzy, jak dotyk małych skrzydełek, ale może jej się tylko zdawało.
Reszta drużyny pozostała schowana w cieniu skał. Nie mieli nic do roboty, tylko czekać.
- Ile to może potrwać? – spytała Oliwka.
- Nie wiadomo, może będą musieli wejść w myśli każdego Orka. To może być długo – odpowiedziała Rakija.
- A może raz nie wystarczyć – dodał Deryl.
- Wtedy musimy iść za nimi dalej i pilnować ich - dodał Bork.
- Ja bym podkradł się do nich i ich postraszył – zaoponował Apros.
- To bez sensu – zawołała Rakija – Jak ich wystraszysz to się obudzą i co wtedy zrobią Nik i Piko? Jak mają poznać ich marzenia kiedy ci nie będą spać?
- No tak, nie pomyślałem – przyznał Apros – No to musimy czekać.
No i czekali. Minął cały następny dzień i kolejna noc. Duszki nie dawały znaku życia. W obozie Orków nic się nie zmieniło. Choć może to było dobrym znakiem, bo Orki nie ruszyły dalej. W zasadzie, jak donosił Deryl prawie wszyscy przespali zarówno dzień jak i noc. Nawet nie wystawiali już straży jak wcześniej. Teraz wszyscy byli pogrążeni we śnie.
Bork co prawda razem z Aprosem nieśmiało proponowali, by podkraść się do nich i wyciągnąć Blondynkę, póki Orki śpią. Ale Rakija stwierdziła, że ryzyko jest zbyt duże, mogą się obudzić, wystraszyć i cały plan spali.
Musieli czekać.
Rankiem obudziły ich dziwne odgłosy. Na początku Oliwka zupełnie nie mogła zrozumieć, co się dzieje. To były pomruki, okrzyki, wiwaty i piski. Siadła zdziwiona, zastanawiając się skąd dochodzą. Dochodziły z obozu Orków. Pierwszy poleciał tam Deryl. Po chwili wrócił, usiadł na kamieniu i powiedział.
- Chyba się udało.
- Skąd wiesz? Opowiadaj. – zawołała niecierpliwie Oliwka
- Orki przestały być groźne – powiedział i dodał – myślę, że spokojnie możecie podejść do ich obozu.
- Naprawdę – zdziwiła się Rakija – Co się z nimi stało?
- Sama musisz zobaczyć – zakrakał Deryl
Rakija podniosła się i już planowała lot, ale Oliwka i Apros zawołali jednym głosem.
- Poczekaj, zabierz nas.
Rakija stanęła i wskoczyli jej na grzbiet. Płynnie uniosła się w górę i zatoczyła krąg nad skałami, powoli, ostrożnie zbliżając się od obozu Orków. Kruk krążył w pobliżu, a Bork podkradł się do obozu między drzewami.
Widok był zadziwiający. Wszystkie szare zastępy groźnie wyglądających orków zniknęły. Zamiast nich po całym obozie szalały śmieszne maluchy. Miały wielkie trochę niekształtne pomarszczone głowy, długie ręce i krótkie nogi. Ubrane były w kolorowe pajacyki, a ich czuprynki przypominały sterczące ptasie gniazda. Śmiały się, skakały, krzyczały.
Wszędzie pełno było balonów, cukrowej waty (albo czegoś, co ją przypominało, ale oblepiało drzewa i krzaki), co chwilę z ziemi wyrastały lub w zasadzie wyskakiwały ciastka i torty. Maluchy zjadały je całymi tonami i obrzucały nawzajem resztkami, zaśmiewając przy tym perliście.
Na środku stała Blondynka, maluchy wskakiwały na nią, huśtały się na ogonie i grzywie, spadały ze śmiechem i piskiem. Blondynka cierpliwie pozwalała na wszystko, co jakiś czas któregoś podrzucając w górę łbem. Wyglądała na spokojną i radosną, na pewno nie była więziona, ani zamroczona narkotykiem.