Hipolandia
"Ratuj
mnie....proszę, proszę...."
Powtórzyła
to w myślach chyba sto razy i wtedy nagle wszystko się zmieniło. Oczy miała
wciąż zamknięte, ale czuła całym ciałem, że las wokół się zmienił. Gałęzie już
nie drapały i nie uderzały, rytm kroków Blondynki stał się inny, łagodny,
miękki, coraz bardziej płynny i delikatny.
Czuła
też, jak sama Blondynka zmienia się, jej grzywa staje się dłuższa i bardziej
jedwabista, szyja szczuplejsza. Między palcami znikły wodze, a całym ciałem
czuła skórę i mięśnie konia, zniknęło siodło.
Blondynka
dalej pędziła, choć nie było czuć już uderzeń kopyt, tylko wiatr na twarzy.
Oliwka bała się otworzyć oczu, choć ciekawość coraz silniej brała górę nad
strachem. Krok Blondynki był równy i bardzo płynny w zasadzie czuła się powoli
coraz bardziej bezpiecznie.
"To
dobrze, jesteś bezpieczna..." - usłyszała w swojej głowie.
Kto
to powiedział?
"Bezpieczna,
miła, dobra... nie bój się..." - znów usłyszała.
Kto
to powiedział?
Ciekawość
Oliwki zdecydowanie brała górę nad strachem i Oliwka powoli otworzyła oczy. W
tym momencie aż jej dech zaparło. Blondynka nie wyglądała już jak Blondynka,
zmieniła się w tak niesamowity sposób, że trudno było ją poznać. Przede
wszystkim zmieniła kolor, teraz była błękitna, jak letnie niebo.
Nie
jak konie z kreskówek, nadal miała sierść konia z ciemnymi jabłuszkami na
zadzie, ale jej kolor był błękitno srebrzysty mieniący się niczym brokat lub
szlachetny kamień. Choć Oliwka nigdy takiego kamienia nie widziała, tak mogła
sobie szlachetne kamienie wyobrażać.
Grzywa
Blondynki nadal była biała, ale teraz była długa, lśniąca i falująca na
wietrze, gdyby przestała powiewać sięgałaby jej prawie do nóg. Kopyta miała
srebrne i błyszczące, a kiedy dotykała nimi ziemi trawa i wszystko wokół
zaczynało świecić, srebrzysto białym światłem.
To
wszystko wydało się Oliwce znajomym widokiem. Znajomym, skąd? Ze snu?
Oliwka
zafascynowana uniosła głowę i rozejrzała się wokół. To była naprawdę ta kraina,
którą pamiętała z sennych marzeń.
Koronkowe,
świetliste drzewa we wszystkich kolorach tęczy tworzyły nad ich głowami drżący
i roztańczony dach. Między drzewami obok Blondynki biegły inne konie. Równie
wdzięczne, kolorowe dostojne i piękne.
Niektóre
miały skrzydła i leciały między drzewami, inne biegły po trawie i mchu pozostawiając
świetliste ślady. Nie stukały kopytami, tylko ich ruch powodował szelest
podobny do wiatru - a w zasadzie, jak lepiej się wsłuchać - delikatnej
rytmicznej melodii. Dlatego wcześniej ich nie słyszała.
Teraz
biegli razem. Niektóre z mniejszych koni radośnie brykały od czasu do czasu,
inne biegły lub leciały spokojnie i dostojnie. Rozglądając się wokół dłużej
Oliwka dostrzegła, że między drzewami nie tylko biegną konie, ale w pewnej
odległości biegło kilka wielkich psów, a może wilków, o pięknej srebrnobiałej
sierści. Między drzewami również leciały motyle i ważki, najczęściej otaczając
roztańczoną chmurą niektóre z koni.
Po
chwili Oliwka już wcale się nie bała, odchyliła się do tyłu by wygodnie oglądać
ten przedziwny świat, zaczęła śmiać się, bo uczucie radości i szczęścia
otaczało ją ze wszystkich stron. Miała wrażenie, że wszystkie istoty wokół niej
również śmieją się z nią. W zasadzie słyszała ich śmiech niczym uderzenia
perlistych kropli rosy i srebrnych dzwoneczków.
Biegli
tak jeszcze przez jakiś czas, aż drzewa zaczęły rzednąć i pomiędzy nimi coraz
częściej widać było niebo. Po chwili znaleźli się na skraju łąki, a może
wielkiej polany, ale tak dużej, że drugiego jej końca prawie nie było widać.
Trawy porastające łąkę były wysokie mieniły się niczym brokatowa tęcza w
odcieniach złota, różu i fioletu.
Blondynka
zwolniła i zatrzymała się. Podobnie reszta koni i zwierząt. Bo teraz były tu i
inne zwierzęta, jedne zwyczajne, jak sarny, jelenie, króliki, inne zupełnie
niezwykłe, jak gryfy i sfinksy, a nad ich głowami przeleciał najprawdziwszy
perłowo złoty smok.
Oliwka
rozejrzała się wokół sprawdzając, dlaczego się zatrzymali i wtedy dostrzegła
przed sobą białego jak śnieg przepięknego, wielkiego, smukłego wierzchowca. Ale
nie był to zwykły koń, miał wielkie perłowo białe, przetykane złotem skrzydła i
długi złoty róg na czole. Oliwka od razu go poznała, choć teraz był jakby
większy i dostojniejszy, to był jej koń ze snów.
-Witaj
młoda ludzka czarodziejko – powiedział lekko kłaniając się pochylając głowę –
Cieszę się, że w końcu udało ci się do nas dotrzeć. Od dawna na ciebie czekamy.
Oliwka
otworzyła buzię ze zdziwienia. Jak to możliwe, że koń mówi...