środa, 11 maja 2016

Cień krwi tom I "W stronę cienia"




http://cienkrwi.blogspot.com


Jakiś czas temu…





Samochód sunął równo po drodze, lekko drgając co jakiś czas na drobnych nierównościach, a monotonny szum silnika i opon na asfalcie zagłuszała dobiegająca z głośnika radia romantyczna melodia. Wstawał zimowy świetliście perłowy poranek, osnuwając resztkami srebrzystej mgły mijane pola i pojedyncze drzewa. Wąska prosta droga ciągnęła się aż po ciemne pasmo widniejącego w oddali lasu. Mroźna noc i chłodny poranek pozostawiły na nielicznych drzewach delikatne koronkę szadzi i niestety oblodzoną również nawierzchnię drogi.
Natalia po raz kolejny pomyślała jak piękny i spokojny może być taki poranek spędzony w samotnej drodze, na uczelnię, chwila samotności przed męczącym i pewno ciężkim dniem. Zdecydowanie wolała taką samotną jazdę niż chwilę drzemki w pociągu, zawsze pełnym ludzi jadących do pracy i szkoły.
Znów zastanawiała się nad plusami i minusami dojeżdżania codziennie na uczelnię i mieszkania w domu. Codziennie musi wstawać o świcie, a w zimie nawet przed świtem, jechać ponad 30 km, aby zdążyć na pierwsze zajęcia. Jednak to nie tak wielkie poświęcenie za możliwość porannego poklepania Puszka i podrapania go za uchem, oraz częstego odwiedzania Cezara i Bonny w stajni, klepania ich po szyi i wdychania codziennie ciepłego zapachu końskiego potu, słuchania nerwowych pochrapywań i dramatycznego rżenia klaczy jak jej urodzony przed paroma dniami źrebak oddali się za bardzo. Pierwsze niepewne kroki małego Bora na śniegu i pierwsze niesforne podskoki, widok zafascynowanych nowym członkiem stada koni i psów, a potem błyskawiczna reakcja klaczy na zbytnie zainteresowanie jej dzieckiem. Natalia uśmiechnęła się do siebie, tak to wszystko ominęłoby ją, jak zamieszkałaby w mieście koło uczelni. Nie budziłyby jej zwierzaki przed świtem, głodne i niecierpliwe jak zwykle. Pobudka parę godzin później, ale przy pomocy budzika to jednak nie to samo.
Codzienna droga była spokojna, zwykle jednostajna, ale widoki z okien samochodu piękne i fascynujące, niemające w sobie nic z nudy, choć na pewno napawały spokojem. Początkowo przez parę kilometrów prosta droga przecinała pola i pastwiska, nie wiele samochodów można było tu spotkać. Następnie skręcało się niewielkim łukiem w stronę lasu i wjeżdżało w zaczarowaną krainę olbrzymich starych drzew, pagórków i wąwozów. Droga ani przez chwile nie biegła prosto, tylko wiła się niczym wstążka porwana przez wiatr i rzucona poplątana w gąszcz drzew. Jednak codzienna obserwacja tej fascynującej dżungli jak przybiera jesienne kolory, porzuca je w końcu na rzecz srebrzystych kropli deszczu i w końcu białej delikatnej szaty śniegu, nigdy nie była nudna.
Dzisiejszy poranek, mglisty, mroźny, spowijał drzewa szadzią teraz pola zamieniał w tajemnicze białe morza i Natalia nie mogła się doczekać widoku starych olbrzymich modrzewi na skraju lasu, wyglądających dzisiaj prawdopodobnie jak koronkowe baletnice, zastygłe w oczekiwaniu na bal. Może jeszcze nim dojedzie do lasu wyjdzie słońce i oświeci pokryte szronem drzewa, choć raczej małe szanse, mgła chyba się raczej zagęszcza.

Nagle, z tych mglistych rozmyślań zaczął wyłaniać się zdecydowanie niepasujący do obrazu, nieprzyjemny, drażniący dźwięk warkotu, przenikający nawet przez muzykę z radia. Natalia niechętnie spojrzała w lusterko wsteczne, na tej drodze w stronę lasu i na dodatek o tej porze rzadko coś jechało, jednak tym razem coś się zbliżało...

by dowiedzieć się co dalej zapraszam do bloga książki tam całość tomu I dostępna za darmo