środa, 31 sierpnia 2016

Czarodziejka z Hipolandii - Rozdział 14





Czarnoksiężnik


Oliwka odsunęła włosy i posadziła sobie Aprosa na ramieniu.
- Tak będziesz lepiej widział – wyjaśniła – i lepiej mnie chronił. Bądź słodziutki i piękny – dodała
- Jasne czarodziejko.
Podeszli do wielkich oblodzonych drzwi.

Oliwka dotknęła zimnego metalu i wzdrygnęła się. Nikt nie dałby rady wyważyć takich drzwi. Oliwka położyła na nich obie ręce i mimo przenikającego ją zimna, pomyślała o cieple kubka kakao.
- Proszę otwórzcie się, śliczne drzwi. Bądźcie jak ciepła mocna czekolada, a nie lodowa góra - poprosiła
Przez drzwi przebiegł jakby lekki dreszcz. Wokół rąk Oliwki materiał drzwi zaczął się zmieniać. Jakby topniał zmieniał też kolor, nie był już ciemno szary tylko lekko brązowy. Odrobinę tylko o odcień cieplejszy, ale jednak. I stawał się coraz cieplejszy z każdą chwilą.
W pewnym momencie drzwi skrzypnęły i uchyliły się delikatnie. Niewielka szpara w ogromnych drzwiach była jednak na tyle duża, że Oliwka spokojnie się przez nią zmieściła. Weszła do środka. Ogarnął ja mrok. Zimny i złowieszczy. Za nią, przez uchylone drzwi wpadał słaby szary blask, zbyt słaby jednak, by oświetlić zbyt dużo.
- Zaświeć, czarodziejko – szepną Apros
- Co mam zaświecić?
- Cokolwiek, nie wiadomo co kryje mrok.
- Dobrze spróbuję, nie robiłam tego nigdy...- odszepnęła Oliwka
Wyciągnęła przed siebie dłoń i pomyślała, by ją zobaczyć, by coś ją rozświetliło. I po chwili dłoń zaczęła lekko jarzyć się i świecić. Teraz wnętrze jej dłoni działało jak latarka. Gdzie ją skierowała, tam snop jasnego światła rozpraszał mrok.
"Ale czad" – pomyślała.
Ruszyli powoli, ostrożnie przed siebie. Światło oświetlało gładką ciemną posadzkę i odbijało się od niej migotliwie. Było bardzo cicho. Słychać było tylko kroki Oliwki i ich przyśpieszone oddechy.
W pewnym momencie snop światła załamał się i pokazał pierwszy stopień wielkich, czarnych, marmurowych schodów. Światło błyskało na ich powierzchni złowrogo. Oliwka dotknęła schodów butem. Były śliskie. Bardzo śliskie, całe pokryte warstwą lodu. Oliwka rozejrzała się za poręczą. Złapała się jej mocno drugą ręką i powoli zaczęła wchodzić. Kilka razy poślizgnęła się, ale złapała równowagę. Kiedy dotarli na górę była cała zgrzana i ledwie mogła złapać oddech. To była trudna wspinaczka.
Na górze było już lepiej. Było tu wiele par ciemnych drzwi. Spróbowała pierwsze z nich otworzyć, ale były mocno zamknięte na klucz.
- Popatrz czarodziejko – szepną Apros prosto do ucha Oliwki – Tam – wskazał daleko.
Wtedy w końcu korytarza Oliwka ujrzała jaśniejszy szary poblask. Jakby dalekie odbicie światła księżyca. Ruszyli szybciej w tym kierunku. Po chwili stanęli przed ostatnimi drzwiami. Spod nich wydobywał się ten blask. Drzwi były jednak zamknięte podobnie jak inne, jednak te, tak jak drzwi do zamku były zimne, pokryte lodem.
Oliwka znów podobnie jak z drzwiami wejściowymi do zamku położyła na nich dłonie nie zważając na przenikliwe zimno, poprosiła by się otworzyły.
Tym razem trwało to dłużej, ale jednak drzwi powoli ociepliły się i otworzyły troszeczkę.
Oliwka wsunęła się do wielkiego ciemnego pokoju. Był ciemny, ale nie całkiem, cały sufit pokrywały malutkie punkciki gwiazdek, a gwiazdki te świeciły delikatnym blaskiem, pozwalając ujrzeć wszystko wokół.
Pokój był duży. Posadzkę pokrywał dywan, a ściany półki pełne książek. W zasadzie w ogóle nie widać było ścian, tylko książki. Na środku stało wielkie łóżko z baldachimem i zasłoniętymi zasłonami.
Oliwka powoli ostrożnie podeszła do łóżka i odsunęła zasłonkę. Spodziewała się, że ktoś tam będzie, czuła to. Ale nie. Łóżko było puste.
Zaczęła szukać po pokoju jego właściciela, czuła, że musi tu być, ale nie mogła go znaleźć. Apros zeskoczył z jej ramienia i również szukał po kątach i zaglądał do szafek i na półki z książkami. Jeszcze raz obeszła wielkie łóżko, Apros wspiął się na baldachim, a potem zeskoczył zgrabnie na ziemię. Zajrzał pod łóżko i pisnął.
- Co się stało – szepnęła nerwowo Oliwka
- Tu jest dziecko – pisnęła zaaferowana wiewiórka.
- Co?
- Dziecko, niemowlę – zawołał Apros – wyciągnij je.
Rzeczywiście, kiedy Oliwka zajrzała pod łóżko leżało tam zawinięte w kocyk niemowlę. Spało, ale niespokojnie i lekko wzdychało przez sen. Oliwka bez namysłu wlazła pod łóżko i wyciągnęła zawinięte w kocyk niemowlę.
Przyjrzawszy się mu bliżej zobaczyła, że malutkie dziecko śpi i płacze przez sen. Z oczu po policzkach płynęły mu łzy. Spadając na ziemię zamieniały się w lodową mgiełkę i rozpływały w powietrzu.
Teraz Oliwka zrozumiała, co to za dziecko.
- Hej malutki, obudź się, pora wstawać... - zawołała delikatnie. Malec mruknął. Dotknęła jego policzka był zimny niczym lód. Znów malec mruknął i pokręcił noskiem.
Apros wskoczył na ramię Oliwki i przyglądał się dziecku. Pomachał mu nad noskiem ogonem, aż malec kichną. Ziewnął i otworzył oczka. Były jasno niebieskie i lśniące. Oliwka uśmiechnęła się do niego, a mały odwzajemnił uśmiech.
Wszystko wokół jakby obudziło się. Sufit zaczął wirować i zmieniać się, jaśnieć i świecić. Stał się tęczowo kolorowy. Wszystko wokół zmieniało barwę, nabierało blasku. Ocieplało się, jaśniało i rozświetlało.
Chłopiec uśmiechał się do Oliwki i Aprosa. Wiewiórka zaczęła podskakiwać i robić głupie miny, a chłopiec śmiał się i śmiał.
Wyszli z pokoju. Oliwka niosła malca na rękach, a on wyciągał rączki do Aprosa. Teraz korytarz nie był mroczny i zimny, lecz jasny i kolorowy, a pokryte lodem schody mieniły się tęczowym blaskiem. Oliwka powoli, ostrożnie schodziła ze schodów, gdy zobaczyła, jak w jej stronę lecą dwa leśne duszki.
- Co zrobiłaś, jak przekonałaś czarownika? - zawołali obaj.
- Nijak, nikogo nie musiałam przekonywać. To jest wasz czarownik. Było mu zimno, smutno, był sam, zamknięty w pokoju pod łóżkiem. Też bym się bała i śniła straszne rzeczy. To zmieniało wasz świat. Tak jak mój sen o babcinych ciasteczkach.

Epilog


Świat Hipolandii zmienił się, odzyskał dawną siłę i rozkwitł. Smutne, ciemne i zimne strony rozświetlił słoneczny blask. Magia wróciła i wraz z nią wróciło tam magiczne, radosne życie.
Mieszkańcy krainy patrząc na powracającą Oliwkę i małego Zukara zrozumieli, że czasem największym niebezpieczeństwem jest strach i lęk przed tym, co sobie wyobrażamy. A każdy strach rodzi następny jeszcze większy. Pozory czasem mylą, a jeśli wyzbędziemy się strachu to to, co zobaczymy za nim, może okazać się łatwe do pokonania miłością i dobrocią.
Mały Zukar wrócił wkrótce z Oliwką do jej świata. Odrin rzucił czar pamięci na rodzinę i znajomych Oliwki, by pamiętali Zukara jako braciszka Oliwki. I teraz dorastał razem z nią, bo stał się jej małym braciszkiem, a Oliwka opiekowała się nim i nigdy nie pozwoliła, by był samotny. W snach odwiedzał go Odrin, a kiedy Zukar trochę podrósł, nauczył się jeździć konno, a potem znów wrócił do Hipolandii.
Jednak nigdy nie był już samotny, nigdy już nie chciał być wielkim czarownikiem. Wyrósł na odważnego, dzielnego chłopca, mężnie stawiającego czoło trudnościom i zawsze, nawet kiedy stał się dorosły bronił bezbronnych i słabszych. Miał wiele pomysłów i wcielał je w życie. Tego wszystkiego nauczył się od Oliwki i jej przyjaciół w Hipolandii, którzy byli też jego przyjaciółmi.

Odwiedzali jeszcze wielokrotnie Hipolandię i mieli wiele, wiele przygód nim dorośli i założyli własne rodziny. Ich dzieci jak i wiele innych dzieci z czasem również dotarło do magicznej krainy Hipolandii.




środa, 24 sierpnia 2016

Czarodziejka z Hipolandii - Rozdział 13




Zamek


Droga dłużyła się Oliwce, choć do celu też nie miała ochoty dotrzeć. Wszystko wokół powoli zmieniało się. Cały świat stawał się coraz bardziej szary i pusty. Na niebie nie było słońca i miało ono szary, zimny kolor.
Zostawiwszy małych orków przeszli przez góry wąską, krętą przełęczą. Tutaj świat wyglądał inaczej. Początkowo jeszcze szli przez wielki las, ale z czasem zaczął on rzednąć, a drzewa coraz częściej były uschnięte.
W końcu opuścili ostatnie suche, połamane i zdawałoby się całkiem martwe części lasu. Wyszli na odkryty teren. Ale nie były to zielone łąki. Na obrzeżach jeszcze gdzieniegdzie widać było łaty trawy w szarozielonym kolorze. Jednak dalej, nawet one zanikały stopniowo i potem już tylko wędrowali przez wielkie, bezkresne, pustkowia, z których tylko czasem wyrastały zeschnięte krzaki.
Robiło się też coraz zimniej. Oliwka starała się wyobrażać sobie, że jest ciepło, ale to nie pomagało. Wiał coraz silniejszy zimny wiatr i rozwiewał uczucie ciepła jakie gromadziła wokół siebie. Przytulała się do Blondynki, ale nie dużo to dawało. Po pewnym czasie, na tym zimnym pustkowiu, zaczęła mieć wrażenie, że policzki zaczynają jej zamarzać i sztywnieć.
Wtedy na horyzoncie zobaczyła daleki cień. W miarę jak się zbliżali rósł i stawał się coraz bardziej widoczny. Początkowo myślała, że to góry. Ale to był zamek. Był ogromny, zimny i ciemny. Zasłaniał cały horyzont, niczym pasmo górskie. Kiedy zbliżyli się do niego na tyle, by widać było szczegóły budowli, okazało się, że cały jest pokryty lodem, a może zbudowany z lodu. Ale nie był biały i lśniący jak igloo. Był ciemny, szary, prawie czarny, wcale nie miał okien, tylko ślady po zamurowanych lub zasłoniętych szczelinach okiennych.
Na murach nie widać było strażników, ludzi ani innych stworzeń. Był przeraźliwie cichy. Wielka brama wjazdowa była zamknięta i oblepiona lodem.
Oliwce przeszły ciarki po plecach. Po co miała zamykać lodowy pałac, by czarownik z niego nie wyszedł. Nikt i tak z niego nie mógł wyjść bo zamek był zamarznięty.
"Dlaczego, pomyślała, jeśli czarownik jest taki potężny, to ma taki zimny i okropny zamek. Dlaczego magicznie nie wyczaruje sobie pięknego ciepłego świata?"
Nie chciałaby mieszkać w czymś takim. Nikt by nie chciał. Po co on tu siedzi. Już chyba lepiej byłoby wrócić do świata ludzi. Byłoby mu chociaż cieplej.
- Dlaczego czarownik tu siedzi, tu jest okropnie? Mówiliście, że wydostał się, że zabiera Hipolandii magię, po co, skoro nawet nie potrafi się ogrzać? - spytała Nika przekrzykując wiatr.
- Nie wiem, może dlatego, bo jest zły. Nikt tu się nie zapuszcza...
- Może to jego złość tak zmroziła zamek – dodała Blondynka.
- Chyba złość by go stopiła – warknął Apros – wiem coś o tym. Jak jestem wściekły, a często jestem, to jest mi gorąco.
- No tak, masz rację Aprosie – przyznała Oliwka trzęsąc zębami – złość rozgrzewa.
- Może..., może... - nieśmiało zaczęła Rakija – może... on nie jest wściekły tylko smutny...
- No co ty pleciesz – warkną Apros – On jest zły wszyscy wiedzą.
- Wiedzą, nie wiedzą – zakrakał Deryl – może coś w tym jest...
Smoczyca popatrzyła na kruka z wdzięcznością i odważyła się skończyć.
- Jak ja się martwię, lub jest mi smutno, jest mi tak zimno...
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zawarczał Bork – To ma być biedny smutny czarownik?...Bzdura.
- No, wiesz, to nie takie głupie. Też pamiętam, jak mi było zimno, kiedy byłam smutna, bo umarł mój kotek Baruś...
- A co ty czujesz, czarodziejko? - spytał Nik, a Piko przysunął się bliżej by przyjrzeć się Oliwce.
- O co ci chodzi?
- O to, co mówi ci twoja magia – wyjaśnił Nik – Co ci się wydaje. Dlaczego jest tak zimno...? To smutek czy złość?
- Mnie? Mnie się właśnie wydaje, że tu jest smutno, bardzo przerażająco smutno. Nie strasznie. Wcale się nie boję. Jest mi smutno, jak patrzę na ten zamek.
- Czarodziejka zawsze ma rację – zawołał Piko
- No, ale poprzednia czarodziejka bała się go i uważała, że jest zły – zawołał Deryl – skoro tak, to która się myli.
- A to, co zrobiła tamta sprawdziło się? – nieśmiało zapytała Rakija
- Nie – chórem przytaknęli Piko i Nik
- Ale wiele lat działało – odparł Bork – nie znam się na przeczuciach, ale świat był na długo bezpieczny...
- Ale teraz cena jest zbyt wysoka – zawołała Oliwka – Jeśli zmarnuję całą magię Hipolandii bez sensu...
- Tak, jeśli czarodziejka zrobi to samo, co jej praprababka i pomoże, to tylko na jakiś czas, już nikt więcej nie będzie nam mógł pomóc. Jej dzieci nie będą miały magii – powiedział rozsądnie Nik.
- Masz rację – zgodził się Piko.
- Ale teraz będziemy bezpieczni to najważniejsze – zawołał Bork.
- Nie – powiedziała Oliwka – Nie będziecie bezpieczni, będziecie bezbronni. Wiem, co muszę zrobić.
Zsunęła się z Blondynki. Poklepała ją czule po karku. Odwróciła się do pozostałych zwierząt i duszków.
- Idę tam – powiedziała stanowczo – Nie chcę waszej magii. Idę go przekonać. Spróbuję z nim porozmawiać.
- Ale nie pójdziesz sama – zawołał Bork – jeśli ci się nie uda, odbierze ci magię i zamrozi cię...
- I co w tedy zrobimy? – zapytała Blondynka
- Pójdziesz do krainy ludzi i znajdziesz inne dziecko – powiedziała Oliwka – inne dziecko kiedyś urodzi się z magią, a wy będziecie mieć jeszcze magię.
- Nie, nie możesz tam iść sama – zawołał Apros, a Bork mu przytaknął.
- Ja mam nad tobą czuwać i nie pozwalam ci.
- Nie możesz mi nie pozwalać, jestem Wielką Czarodziejką, Panią Czarodziejką – powiedziała dumnie i stanowczo Oliwka – Zapomniałeś?
- Nie, ale nie pójdziesz sama. Idę z tobą, będę cię chronić.
- Ja też – zapiszczał Apros – nic mnie nie powstrzyma.
- Nie – powiedziała Oliwka – jeśli on jest smutny, jeśli nie jest zły... to może się was przestraszyć... i zrobić zły. Małe pieski szczekają i gryzą, jak się boją. Tak mówiła mama. Jeśli się przestraszy, może nam wyrządzić krzywdę...
- Oliwka ma rację – powiedział Piko, a Nik dodał - Ma rację i musimy jej pozwolić.
- Nie zgadzam się – warknął ponownie Bork – ktoś musi iść z tobą.
- Tak – zawołał Apros – Ja
- Lepiej nie – z wahaniem powiedziała Oliwka.
- A może tak – zaproponowała ostrożnie Rakija – Apros  jest wielkim wojownikiem, ale jest niewielki wzrostem... może udawać miłego...
- Udawać miłego...? - zawarczał Apros, ale zaraz się zawahał i zastanowił – A może tak udawać miłego, a potem wyskoczyć znienacka i pokonać drania
- Tylko jeśli będzie taka potrzeba – dodał Nik.
- Oczywiście, jak będzie... - zgodził się Apros.
- Dobrze – zgodziła się Oliwka – Apros może iść ze mną, ale musi wyglądać miło...
Apros wstrząsnął się na całym ciałem i strzepnął złociste futerko. A potem złożył łapki, stulił uszka, zrobił takie wielkie słodkie oczy, że aż serce zabolało. I ze słodkim nieśmiałym uśmiechem powiedział:
- Może być?
Wszyscy chórem zaśmiali się zgodnie. Był obrazem słodkiego niewiniątka.
- Dobra, idziemy – rzuciła Oliwka – Trzymajcie się.





środa, 17 sierpnia 2016

Czarodziejka z Hipolandii - Rozdział 12




Szare zastępy


Oliwka dostrzegła Borka chwilę później. Stał na skraju lasu u podnóża wysokiej skalistej góry. Las kończył się nagle. Dalej nie było roślinności tylko szare skały. Nad nimi krążył Deryl, a Rakija siedziała na wystającej w górę pionowej skale i wpatrywała się w dal.
- O już jesteście – zawołał Bork – to dobrze.
- I co znaleźliście ją – zawołała Oliwka
- No w pewnym sensie – odpowiedział Bork
- Oj, jakim?
- Kruk ją wypatrzył, tam za górą. Orki prowadzą ją na północ. Rakija nie chce się im pokazywać, ale wypatruje ich. Deryl ma na nich cały czas oko. Nie są bardzo daleko.
- No to na co czekamy?
- Co mamy zrobić? – spytał Bork – ich jest ze dwudziestu. Mamy tam podejść i poprosić by puścili naszą przyjaciółkę?
- No pewnie nie posłuchają. – zmartwiła się Oliwka – To jaki mamy plan.
- Jeszcze nie mamy.
- Ojoj, to myślcie, myślcie – zawołał Nik.
- Sam myśl, jak taki jesteś mądry – odparował Bork – czekamy na Rakiję.
Po chwili Rakija wdzięcznie, jak na olbrzymiego smoka, wylądowała koło nich u stóp góry. Apros siedzący cały czas na jej grzbiecie mruczał coś do siebie.
- No i co? – nie mogła wytrzymać Oliwka.
- Hmm, Blondynka tam jest. Rozbili obóz i palą wielkie ognisko. Blondynka stoi związana. Gorzej, że nie odpowiada, jak ją wołamy. Nawet jak Deryl podlatuje blisko, to ona jakby spała. Nie odpowiada.
- Co to znaczy? – spytała Oliwka
- No cóż, może być pod wpływem jakiegoś czaru, ale nie sądzę. Orkowie rzadko używają magii. Myślę, że ją uśpili.- odpowiedziała Rakija
- Dali jej jakiś narkotyk? –z przerażeniem zawołała Oliwka
- Chyba tak. Ale to dobrze. To można uleczyć. Zły czar byłby trudniejszy.
- Oj nie wiem, w moim świecie, narkotyki są straszne…
- Ale leczy się z nich ludzi?
- No tak, masz rację. No to działamy.
- Spokojnie musimy mieć plan. O jest Deryl. Teraz zastanowimy się, co dalej.
Deryl potwierdził nowiny Rakiji, widział Blondynkę całkiem z bliska, orków też. Teraz trzeba było wymyślić co robić. Przez dłuższy czas najpierw dyskutowali, a potem w milczeniu zastanawiali się co począć. Orkowie byli groźni, duzi, źli i na dodatek uzbrojeni w kły, pazury i kije. Ich drużyna może była wojowniczo nastawiona, ale tak naprawdę do walki się nie nadawała. No, może jeden Bork miał kły i pazury, ale nigdy ich nie używał.
W końcu kiedy już tylko siedzieli w milczeniu, Oliwka, nie mogąc już nic wymyślić, spytała Rakiję.
- Czy możemy użyć magii, by stać się tacy jak Orki, lub groźniejsi od nich?
- Nie, jeśli to zrobisz to staniesz się jak oni, możesz już nigdy nie wrócić. Dobra magia nie służy do niszczenia, ratuje, buduje…
- Jeśli zniszczysz coś magią powstanie zła energia, która zamienia kawałek ciebie w nicość – dodał Deryl – dlatego nawet Orkowie niechętnie posługują się magią. Zdobywają co chcą siłą, boją się magii, bo nie potrafią budować dobrych rzeczy.
Oliwka zamyśliła się, chwilę. Coś jej świtało, miała to na końcu myśli… jak na końcu języka.
- A może, może by tak zrobić coś innego. Nie walczyć z nimi… tylko… Tylko dać im to, co mogliby chcieć…
- Jak to? – zdziwił się Deryl
- Uleganie takim potworom jest niehonorowe – warkną Apros
- Wiem, co masz na myśli – zawołał Piko – każdy czegoś chce, u nas nasze potrzeby zaspokajamy magią, jeśli oni tego nie mogą, chcą zdobywać wszystko siłą…
- Ale jeśli dowiemy się czego chcą i im to damy to przestaną napadać i również oddadzą Blondynkę – zakończył Nik.
- No właśnie, o to mi chodziło. – powiedziała Oliwka. – Ale jak dowiemy się czego oni chcą?
- No, od tego mamy Duszki – zawołała Rakija.
- Jak to? Przecież oni są malutcy, nie pójdą do Orków z pytaniem, co chcą?
- Nie – zaśmiał się Nik – nie ma takiej potrzeby. Widzisz, wszystkie duszki, leśne duszki też, mogą wchodzić do świata snów i marzeń. Możemy stać się duszkami tyko wymarzonymi we śnie.
- Nie rozumiem.
- U was, w ludzkim świecie też są takie senne duszki, tylko one nie potrafią być materialne, jak my. One zawsze są we śnie, sprowadzają marzenia na ludzi. My też tak możemy. Dlatego czasem do ludzkiego świata zaglądamy…
- Ale jak wam… Och już wiem. – zawołała Oliwka – wejdziecie do ich snów i zobaczycie czego chcą.
- No właśnie, teraz Orki odpoczywają i śpią, jak dowiemy się o czym śnią, o czym marzą, to magią możemy im to wyczarować, a potem nauczyć, jak taką magią się posługiwać…
- Tak jak mnie nauczyliście.
- No właśnie.- powiedział tryumfalnie Nik.
Przez chwilę jeszcze omawiali szczegóły planu mimo sprzeciwu i kręcenia nosem zarówno Aprosa jak i Borka, którzy nie byli do tego planu przekonani. Potem Nik i Piko zamigotali i ich postacie stały się bardziej i bardziej zwiewne i delikatne, aż zniknęli całkiem. Oliwka poczuła jeszcze lekkie muśnięcie na twarzy, jak dotyk małych skrzydełek, ale może jej się tylko zdawało.
Reszta drużyny pozostała schowana w cieniu skał. Nie mieli nic do roboty, tylko czekać.
- Ile to może potrwać? – spytała Oliwka.
- Nie wiadomo, może będą musieli wejść w myśli każdego Orka. To może być długo – odpowiedziała Rakija.
- A może raz nie wystarczyć – dodał Deryl.
- Wtedy musimy iść za nimi dalej i pilnować ich - dodał Bork.
- Ja bym podkradł się do nich i ich postraszył – zaoponował Apros.
- To bez sensu – zawołała Rakija – Jak ich wystraszysz to się obudzą i co wtedy zrobią Nik i Piko? Jak mają poznać ich marzenia kiedy ci nie będą spać?
- No tak, nie pomyślałem – przyznał Apros – No to musimy czekać.
No i czekali. Minął cały następny dzień i kolejna noc. Duszki nie dawały znaku życia. W obozie Orków nic się nie zmieniło. Choć może to było dobrym znakiem, bo Orki nie ruszyły dalej. W zasadzie, jak donosił Deryl prawie wszyscy przespali zarówno dzień jak i noc. Nawet nie wystawiali już straży jak wcześniej. Teraz wszyscy byli pogrążeni we śnie.
Bork co prawda razem z Aprosem nieśmiało proponowali, by podkraść się do nich i wyciągnąć Blondynkę, póki Orki śpią. Ale Rakija stwierdziła, że ryzyko jest zbyt duże, mogą się obudzić, wystraszyć i cały plan spali.
Musieli czekać.
Rankiem obudziły ich dziwne odgłosy. Na początku Oliwka zupełnie nie mogła zrozumieć, co się dzieje. To były pomruki, okrzyki, wiwaty i piski. Siadła zdziwiona, zastanawiając się skąd dochodzą. Dochodziły z obozu Orków. Pierwszy poleciał tam Deryl. Po chwili wrócił, usiadł na kamieniu i powiedział.
- Chyba się udało.
- Skąd wiesz? Opowiadaj. – zawołała niecierpliwie Oliwka
- Orki przestały być groźne – powiedział i dodał – myślę, że spokojnie możecie podejść do ich obozu.
- Naprawdę – zdziwiła się Rakija – Co się z nimi stało?
- Sama musisz zobaczyć – zakrakał Deryl
Rakija podniosła się i już planowała lot, ale Oliwka i Apros zawołali jednym głosem.
- Poczekaj, zabierz nas.
Rakija stanęła i wskoczyli jej na grzbiet. Płynnie uniosła się w górę i zatoczyła krąg nad skałami, powoli, ostrożnie zbliżając się od obozu Orków. Kruk krążył w pobliżu, a Bork podkradł się do obozu między drzewami.
Widok był zadziwiający. Wszystkie szare zastępy groźnie wyglądających orków zniknęły. Zamiast nich po całym obozie szalały śmieszne maluchy. Miały wielkie trochę niekształtne pomarszczone głowy, długie ręce i krótkie nogi. Ubrane były w kolorowe pajacyki, a ich czuprynki przypominały sterczące ptasie gniazda. Śmiały się, skakały, krzyczały.
Wszędzie pełno było balonów, cukrowej waty (albo czegoś, co ją przypominało, ale oblepiało drzewa i krzaki), co chwilę z ziemi wyrastały lub w zasadzie wyskakiwały ciastka i torty. Maluchy zjadały je całymi tonami i obrzucały nawzajem resztkami, zaśmiewając przy tym perliście.
Na środku stała Blondynka, maluchy wskakiwały na nią, huśtały się na ogonie i grzywie, spadały ze śmiechem i piskiem. Blondynka cierpliwie pozwalała na wszystko, co jakiś czas któregoś podrzucając w górę łbem. Wyglądała na spokojną i radosną, na pewno nie była więziona, ani zamroczona narkotykiem.







środa, 10 sierpnia 2016

Czarodziejka z Hipolandii - Rozdział 11




Porwanie


Po ostatnich przeżyciach, kiedy już znaleźli miejsce na nocleg, pod dorodnym krzakiem babrzosa i najedli się do syta. Zasnęli mocno tym razem prawdziwym snem, w czasie którego mogli porządnie wypocząć.
Następnego ranka ruszyli dalej i wędrowali spokojnie, bez przeszkód przez las następne dwa dni. Na kolejny nocleg długo szukali miejsca i krzaków z babeczkami, niestety ich nie znaleźli i postanowili odpocząć pod dużym starym dębem na małej polance pełnej soczystej trawy dla Blondynki.
Duszki leśne napiły się kwiatowego nektaru, a Apros i Deryl zadowolili żołędziami znalezionymi pod dębem. Oliwka na każdym postoju chowała po kilka babeczek do podróżnej torby, aby gdy zgłodnieje, nie przerywać podróży. Teraz te zapasy okazały się bardzo przydatne. Oliwka podzieliła babeczki dla smoka, wilka i siebie. Dzięki temu nikt nie poszedł spać głodny. Postanowili poszukać babrzosa rano, kiedy ruszą dalej.
Nad ranem jednak, obudził Oliwkę jakiś hałas. Otworzyła szeroko oczy, ale było jeszcze szaro i nie widziała za dużo. Wilk ogrzewał jej stopy i pochrapywał przez sen, a duszki i Apros spały mocno wciśnięte w jego ogon. Wysunęła się ostrożnie spod ciepłego futra Borka i wstała. Było cicho i spokojnie. Na brzegu polanki smoczyca leżała rozciągnięta i lekko przez sen machała końcem ogona. Nigdzie jednak Oliwka nie dostrzegła kruka i Blondynki.
„Kruk może spać wysoko na drzewie, ale gdzie poszła Blondynka?” – pomyślała
„Blondynko, Blondynko – zawołała w myślach – gdzie jesteś?”
Nic, cisza, nikt jej nie odpowiedział. Nie chciała krzyczeć, by nie obudzić niepotrzebnie reszty przyjaciół, ale już zaczęła się poważnie niepokoić. Blondynka przecież zawsze jej odpowiadała, nawet z daleka.
Obeszła całą polankę, a potem las dookoła, Blondynki ani śladu. Słońce wzeszło już wysoko i było jasno i pogodnie. Ale klaczy nie było.
- Co robisz czarodziejko? – nad głową rozległo się krakanie.
- Och obudziłam cię, przepraszam.
- Nie, przecież ptaki budzą się o świcie, właśnie wstałem. Coś się stało? Wyglądasz na zaniepokojoną?
- Tak, chyba tak. Widzisz, nigdzie nie mogę znaleźć Blondynki. Przecież jest tu tyle soczystej trawy, gdzie mogłaby pójść?
- Masz rację nigdzie nie powinna chodzić bez ważnego powodu. Polecę nad las i rozejrzę się wokół.- mrukną i wzniósł się szybko nad drzewa.
Oliwka rozejrzała się jeszcze raz po łące. Na odległym jej krańcu tuż pod obrzeżem lasu zobaczyła dziwne ślady, które przeoczyła wcześniej. Trawa była zdeptana, gałązki krzaków połamane. Były tam wyraźne ślady kopyt i jeszcze jakieś inne, nie znane Oliwce. Dalej wyraźny ślad prowadził w głąb lasu. Już miała pójść za tymi śladami, kiedy usłyszała wołanie Deryla.
- Nie ma jej, nigdzie jej nie ma. Zrobiłem duże koło nad lasem, aż do podnóża gór nie ma jej.
- I co teraz? Zobacz znalazłam tu ślady… To chyba kopyta Blondynki…
Kruk zeskoczył z gałęzi na której przysiadł i zaczął uważnie przyglądać się śladom.
- Masz rację, - zakrakał po chwili z niepokojem – Budź szybko Borka i Rakiję, Blondynkę porwały Orki.
- Co takiego? Jakie Orki? Orki to złe stwory z bajek. Tutaj wszystko jest dobre. Skąd tu Orki?
- Dużo by opowiadać, teraz nie ma czasu… Wierz mi tu są Orki. Są tu różne stworzenia, jedne dobre inne nie. Te złe mieszkają w ciemnych stronach, tam gdzie mieszka i zły czarodziej. One mu służą, bo im to pasuje. Jak w naszym świecie nie będzie magii, to one będą najsilniejsze… Ale dosyć gadania i straszenia, obudź resztę. Ja lecę tym śladem może coś zobaczę.
Oliwka pobiegła szybko do przyjaciół i zaczęła ich budzić. Na wieść, że Orki porwały Blondynkę, Duszki wpadły w rozpacz, ale Bork, Apros i Rakija natychmiast wybudzeni stanęli gotowi do poszukiwań Blondynki.
- Dobra, Borku ruszaj tropem. Ja z Aprosem polecimy nad lasem, Orki na pewno udały się w stronę gór. – zawołała Rakija
- A my co mamy robić – spytała Oliwka
- Ruszajcie najlepiej za Borkiem. Nie mogę was zabrać, teraz muszę się śpieszyć. Jak coś znajdziemy, to zostawię Aprosa i po was przylecę. – powiedziała Rakija wzbijając się w górę.
- Tak, biegnijcie za mną – zawołał jeszcze Wilk.
- Jak mamy biec za Wilkiem po lesie? – krzyknęła za nim Oliwka.
- Nie przejmuj się – Nik krzyknął jej tuż przy uchu.- My umiemy latać nawet szybciutko.
- Ty masz długie nogi, biegnij – dodał Piko
- Ale jak mamy wiedzieć dokąd? – spytała Oliwka
- Och, to proste. Pomyśl, że chcesz widzieć ślad Borka…, skoncentruj magię… i już…
- No właśnie – ucieszył się Piko, kiedy Oliwka posłusznie zaczęła koncentrować się na poszukiwaniu śladów Wilka i zobaczyła świetlistą srebrną smugę między krzakami. – To ślad Borka. Tak możesz zobaczyć każdy ślad i nigdy się nie zgubić.
- Myśl o Borku i o Blondynce, lecimy za nimi… - zawołał Nik.
Oliwka pobiegła przez las za świetlistym pasmem. Czasem przed sobą miała wydeptaną ścieżkę, a czasem przedzierała się przez gęste krzaki. Duszki zwinnie leciały obok niej lub przed nią, omijając gałęzie i pnie drzew.
- A nie mogłabym polecieć z wami – wysapała po dłuższym czasie takiego biegu – w końcu magia potrafi wszystko?
- No tak, ale to chyba nie jest najlepsze miejsce do nauki latania. – zawołał Nik
- Mogłabyś się rozbić o drzewo- dodał Piko – nawet jak już będziesz umieć latać, to w lesie jest niebezpiecznie.
- Ojej, już ledwo żyję – jęknęła Oliwka
- No, ale zmęczenie możesz pokonać łatwo magią. To jak leczenie stłuczonego kolana. Pomyśl o swoich nogach, o swoim całym ciele i wyobraź sobie, że nie czujesz zmęczenia, że jesteś leciutka jak poranek i wypoczęta. – poinstruował ją Piko
Oliwka wzięła głęboki oddech i zrobiła jak mówił Piko. Rzeczywiście magia szybciutko oddaliła od niej zmęczenie i sapanie.
- Jeśli tak można zawsze, to super. Można biegać w nieskończoność. Po co spać i odpoczywać.
- Nie można w nieskończoność. To tylko iluzja. Twój organizm jest zmęczony, tylko teraz tego nie czujesz. Potem będziesz musiała trochę odpocząć. Ale teraz biegnij. – zawołał Nik.
- Dobrze. Ale możecie mi w międzyczasie opowiedzieć o tych Orkach… no i innych takich. Chciałabym wiedzieć na przyszłość.
- Jasne. To co chcesz wiedzieć? – spytał Piko
- Wszystko. Dlaczego Orin o nich nie wspominał?
- Och myślę, że nie chciał cię straszyć. Myślę, że nie spodziewał się byśmy się na nie natknęli. Od wieków trzymają się Lodowego Mroku i nie wystawiają stamtąd nosa. Ja też się ich nie spodziewałem. – Piko na chwilę przerwał, ominął wielką sosnę i ciągnął dalej - Generalnie Orki i inne mroczne stwory mieszkają w krainie Lodowego Mroku, daleko na północy, daleko jeszcze za zamkiem czarodzieja. Nie lubią ciepła i słońca. Nie lubią magii.
- Myślę, że nie lubią takiej dobrej magii i mocy, jak nasza – dodał Nik – taką złą magię to pewnie lubią
- Jak odróżnić dobrą magię od złej – spytała Oliwka
- No to oczywiste, dobra magia nie robi nikomu krzywdy, ma dobre intencje. Pomaga, ratuje, jest radosna. Zła magia może krzywdzić innych. Zabiera więcej niż daje. Służy dla własnej korzyści, zabierając moc innym. – wyjaśnił Piko
- Rozumiem, a jak ktoś zrobi coś złego przez przypadek?
- Jak wyrządzi innym krzywdę, jak posłuży się ich mocą to będzie zła magia.- dodał Nik
- Ale jak nie będzie chciał źle, tylko dobrze…
- Zabierając coś innym nie można chcieć dobrze.
- Ale można zabrać przypadkiem.
- No może. Nie wiem. Jednak obawiam się, że i tak, taka magia będzie zła. - Odpowiedział Piko - Chyba wtedy trzeba to szybko naprawić. I magia stanie się dobra. - dodał
- Och – zawołała Oliwka – to może magia nie jest ani zła ani dobra, tylko to, co się z nią robi.
- Tak, może masz rację. My tak to nazywamy, ale po prostu od zawsze przekazujemy młodszym jak działać dobrze magią, więc jest to dobra magia.- powiedział Nik z przekonaniem.
- Ale jakby ktoś nie umiał, jak ja, to musicie mu powiedzieć. Przecież gdybym nie wiedziała, że może być zła magia, mogłabym coś zrobić złego przypadkiem. Na przykład jak się przestraszę.

- No tak, masz rację - zasępił się - ale teraz już wiesz. – zawołał wesoło Nik – O popatrz, tam jest Bork – krzyknął i skoczył błyskawicznie na przód.




środa, 3 sierpnia 2016

Czarodziajka z Hipolandii - Rozdział 10




Szare Drzewo Smutku


Niepokój i przygnębienie coraz silniej ogarniało Oliwkę, podobnie jak pozostałych członków drużyny. Blondynka stanęła smętnie pod wielkim drzewem i nawet nie chciało jej się paść. Oliwka usiadła na wielkim kamieniu przy drodze i po prostu postanowiła poczekać na Deryla i Rakiję. Nie chciało jej się nic robić. Nie widziała sensu szukania wody, czy babeczkowych zagajników.
Bork położył się na drodze całkiem płasko i tylko jego wielkie uszy były ostro postawione, a wzrok wpatrzony w dal drogi. Duszki zniknęły siadając w trawie pod zwalonym pniem starego drzewa. Odwrócone do siebie tyłem, były milczące, ciche i niewidoczne. Apros, z kolei wspiąwszy się na pobliskie duże, szare drzewo, zniknął gdzieś pomiędzy jego drobnymi, szarymi listkami.
Słońce lekko grzało, wiatr ucichł całkowicie, Oliwka zaczęła drzemać na swoim kamieniu. W tym śnie, a w zasadzie drzemce, miała wrażenie, że wróciła do domu, do mamy. Wszystko jest jak dawniej, tylko wcale nie umie jeździć na koniu, i nie chce się nauczyć. Boi się koni. Boi się też magii i nie chce widzieć nawiedzającego ją od urodzenia Białego latającego konia. Zaczęła płakać i płakać, było jej źle i smutno. Nie chce na niego patrzeć, nie chce go słyszeć. Płacze, aż On przestaje do niej przychodzić, szarzeje, blednie i rozpływa się, a ona płacze dalej…
- Obudźcie się! Obudźcie się natychmiast! – krakanie i wołanie, natarczywe, nieprzyjemne, wyrwało Oliwkę ze snu. Broniła się, nie chciała nic słyszeć, otwierać oczu, nic robić.
- Budźcie się wreszcie! Już, już wstawajcie! Zacznijcie ruszać się, coś robić! – natarczywe wołanie nie ustawało, aż w końcu Oliwka została zmuszona do otwarcia zapłakanych oczu.
- Co jest mamo…, nie chce jeszcze wstawać… - mruknęła zanosząc się szlochem. Kiepsko widziała przez załzawione oczy, a nos miała całkiem zapchany i mokry.
Szary okropny poranek, po co wstawać…
Coś ciągnęło ją za rękę, potem za włosy. Coś kłuło ją w kolano i w stopę.
- Oj, boli, boli…. Co się dzieje?  - zajęczała
- Wstawaj! Obudź się, już, już!
- Budź się! Budź!
W końcu otworzyła szerzej oczy i usiadła prosto. Wielki kruk dziobał ją natarczywie po kolanach i krakał przeraźliwie, a perłowy smok ciągnął wielkiego wilka za ogon, potrząsając nim co jakiś czas. Jednocześnie ogonem wymiatając  i turlając po trawie dwa małe leśne duszki, a błękitnego konia szturchał skrzydłem w zad.
Zarówno Deryl jak i Rakija budząc siłą i szarpiąc resztę drużyny, krzyczeli i wrzeszczeli na nich wniebogłosy. Coś dotarło do Oliwki w tym momencie, albo przeraźliwe krzyki, albo ból dziobnięć spowodowały, że obudziła się nareszcie.
- Już, już, obudziłam się. Przestań wreszcie. – zawołała
- Nie mogę, bo możesz zaraz zasnąć, czarodziejko.
- Nie, już nie śpię i nie zasnę. Boli mnie kolano – zawołała i potarła kolano energicznie ręką by rozetrzeć bolące miejsce.- Co ty mi robisz, kruku?
- Budzę cię! – zawołał zdenerwowany Deryl – jakbyś się nie obudziła to zasnęłabyś na zawsze i zamieniła w szary kamień…
- No co ty mówisz, Derylu, zdrzemnęłam się tylko na moment…
- Wcale nie – zawołała Rakija – odlecieliśmy od was na chwilę by sprawdzić, co się dzieje. To było przedwczoraj po południu. Kiedy wróciliśmy na drogę, was nie było. Szukaliśmy,  wołaliśmy, zapadła noc, a was nie było…
- Potem cały dzień was szukaliśmy. Przetrząsaliśmy krzaki, wzbijaliśmy się w górę i nic. Już wcześniej widzieliśmy to wielkie szare drzewo. Ale dopiero kiedy zmęczona Rakija zaczęła zasypiać przelatując koło niego i prawie rozbiła nos, zorientowałem się, że to musi być Szare Drzewo Smutku. Słyszałem o nim opowieści. Podobno, jak jakiś ptak na nim przysiądzie to zasypia, zamienia się w kamień i spada.
- To drzewo to straszna pułapka. – zawołała Rakija dobrze, że Deryl mnie obudził. Potem budziliśmy się nawzajem i nie pozwoliliśmy sobie ani na chwilę stanąć spokojnie. Dzięki temu mogliśmy przeszukać teren pod drzewem.
- I tak was znaleźliśmy. – dokończył Deryl
- Tylko już nie śpijcie – zawołała jeszcze raz Rakija – Biegajcie, ruszajcie się!
- A gdzie Apros? – spytał Deryl, Oliwkę – nie widziałaś go czarodziejko?
- Widziałam, wchodził na drzewo…
- O jejku, jejku, musimy go szybko znaleźć! – zawołał
Wzbił się w powietrze i zniknął między szarymi gałęziami. Oliwka podbiegła do drzewa, ocierając rękawem nos jeszcze ostatni raz. Próbowała potrząsać grubym pniem, ale na próżno. Była za słaba. Była już całkiem obudzona i przytomna, podobnie Nik i Piko. Bork marudził coś jeszcze pod nosem, ale też już ruszał się żwawiej.
Piko wskoczył na najbliższą gałąź i popędził po niej w górę. Nik wzbił się w powietrze i poleciał za nim wrzeszcząc.
- Poczekaj, poczekaj, bo zaśniesz po drodze. Muszę cię pilnować…
Oliwka dalej, bezskutecznie napierała na wielki pień. Bork podbiegł do niej i oparł wielkie łapy koło jej rąk.
- No to razem – krzyknął.
- Jak razem, to czekajcie – zawołała Rakija i podleciała do nich. Odwróciła się tyłem i zawinęła potężny ogon wokół pnia nad głową Oliwki. – Teraz razem – zawołała
Blondynka też się dołączyła i zaczęła kopać zawzięcie tylnymi kopytami w wielki pień. Pchali i trzęśli drzewem z całych sił. Po chwili coś nad nimi zaszeleściło i zatrzęsło się. A potem, coś z wielkim impetem, w towarzystwie pisków i krakań zaczęło spadać na ziemię.
Apros zwinięty w kuleczkę leżał nieruchomo pod drzewem i wyglądał jak mały szary kamyk. Oliwka podbiegła do niego i chwyciła go na rączki. Był twardy i zimny.
- Ojejku, co mu się stało?
- Jej, śpi jak kamień – zawołał Nik – Obudź go.
- Ale jak? Jest jak kamień, dosłownie. – zapłakała.
- Nie płacz nad nim – zawołał Deryl – wy też tak wyglądaliście jak was znaleźliśmy.
- No, prawie. Może, nie aż tak źle – sprostowała Rakija – ale podobnie – dodała.
Oliwka potrząsnęła małym Aprosem, a potem postukała w niego palcem. Nic. Pomyślała przez chwilę i skoncentrowała się. Nie może zamienić się w kamień to jej przyjaciel i rycerz jej drużyny, a ona jest czarodziejką. Skoncentrowała się i posłała całą swoją magię, starając się, by była jak głośny budzik, kubeł zimnej wody i lodowy sopel jednocześnie. To musi obudzić każdego.
Mała wiewiórka, jednak leżała nieruchomo. Jej zimne ciałko nie dawało znaku życia, jednak po chwili coś się zmieniło. Zaczęła lekko zmieniać kolor. A potem ledwie widocznie drżeć.
- Jest, jest – zawołał Piko – udało się, budzi się! Hurra!
- Hura, hurra!! – zawtórował mu Nik – Budzi się!
Mały Apros zatrząsł się mocniej, zamruczał i… kichnął. A potem otworzył oczy i zawarczał.
- Co to za porządki? Kto mnie budzi? Nawet na moment nie można się zdrzemnąć… Co wam wszystkim odbiło?

Wszyscy wokół tańczyli i skakali. Śmiali się i ściskali. Potem szybko Oliwka wskoczyła na Blondynkę przytulając Aprosa do siebie, a Duszki dosiadły Rakiji i ruszyli jak najprędzej w dalszą drogę. Jak najdalej od Szarego drzewa. Im bardziej się oddalali, tym byli w lepszym nastroju i mieli więcej siły i energii. Teraz mogli poszukać babeczek i miejsca na odpoczynek. Już byli bezpieczni, ale co dalej?