Szare Drzewo Smutku
Niepokój i przygnębienie coraz silniej ogarniało Oliwkę,
podobnie jak pozostałych członków drużyny. Blondynka stanęła smętnie pod
wielkim drzewem i nawet nie chciało jej się paść. Oliwka usiadła na wielkim
kamieniu przy drodze i po prostu postanowiła poczekać na Deryla i Rakiję. Nie
chciało jej się nic robić. Nie widziała sensu szukania wody, czy babeczkowych
zagajników.
Bork położył się na drodze całkiem płasko i tylko jego
wielkie uszy były ostro postawione, a wzrok wpatrzony w dal drogi. Duszki
zniknęły siadając w trawie pod zwalonym pniem starego drzewa. Odwrócone do
siebie tyłem, były milczące, ciche i niewidoczne. Apros, z kolei wspiąwszy się
na pobliskie duże, szare drzewo, zniknął gdzieś pomiędzy jego drobnymi, szarymi
listkami.
Słońce lekko grzało, wiatr ucichł całkowicie, Oliwka
zaczęła drzemać na swoim kamieniu. W tym śnie, a w zasadzie drzemce, miała
wrażenie, że wróciła do domu, do mamy. Wszystko jest jak dawniej, tylko wcale
nie umie jeździć na koniu, i nie chce się nauczyć. Boi się koni. Boi się też
magii i nie chce widzieć nawiedzającego ją od urodzenia Białego latającego
konia. Zaczęła płakać i płakać, było jej źle i smutno. Nie chce na niego
patrzeć, nie chce go słyszeć. Płacze, aż On przestaje do niej przychodzić,
szarzeje, blednie i rozpływa się, a ona płacze dalej…
- Obudźcie się! Obudźcie się natychmiast! – krakanie i
wołanie, natarczywe, nieprzyjemne, wyrwało Oliwkę ze snu. Broniła się, nie
chciała nic słyszeć, otwierać oczu, nic robić.
- Budźcie się wreszcie! Już, już wstawajcie! Zacznijcie
ruszać się, coś robić! – natarczywe wołanie nie ustawało, aż w końcu Oliwka
została zmuszona do otwarcia zapłakanych oczu.
- Co jest mamo…, nie chce jeszcze wstawać… - mruknęła
zanosząc się szlochem. Kiepsko widziała przez załzawione oczy, a nos miała
całkiem zapchany i mokry.
Szary okropny poranek, po co wstawać…
Coś ciągnęło ją za rękę, potem za włosy. Coś kłuło ją w
kolano i w stopę.
- Oj, boli, boli…. Co się dzieje? - zajęczała
- Wstawaj! Obudź się, już, już!
- Budź się! Budź!
W końcu otworzyła szerzej oczy i usiadła prosto. Wielki
kruk dziobał ją natarczywie po kolanach i krakał przeraźliwie, a perłowy smok
ciągnął wielkiego wilka za ogon, potrząsając nim co jakiś czas. Jednocześnie
ogonem wymiatając i turlając po trawie
dwa małe leśne duszki, a błękitnego konia szturchał skrzydłem w zad.
Zarówno Deryl jak i Rakija budząc siłą i szarpiąc resztę
drużyny, krzyczeli i wrzeszczeli na nich wniebogłosy. Coś dotarło do Oliwki w
tym momencie, albo przeraźliwe krzyki, albo ból dziobnięć spowodowały, że
obudziła się nareszcie.
- Już, już, obudziłam się. Przestań wreszcie. – zawołała
- Nie mogę, bo możesz zaraz zasnąć, czarodziejko.
- Nie, już nie śpię i nie zasnę. Boli mnie kolano –
zawołała i potarła kolano energicznie ręką by rozetrzeć bolące miejsce.- Co ty
mi robisz, kruku?
- Budzę cię! – zawołał zdenerwowany Deryl – jakbyś się
nie obudziła to zasnęłabyś na zawsze i zamieniła w szary kamień…
- No co ty mówisz, Derylu, zdrzemnęłam się tylko na
moment…
- Wcale nie – zawołała Rakija – odlecieliśmy od was na
chwilę by sprawdzić, co się dzieje. To było przedwczoraj po południu. Kiedy
wróciliśmy na drogę, was nie było. Szukaliśmy,
wołaliśmy, zapadła noc, a was nie było…
- Potem cały dzień was szukaliśmy. Przetrząsaliśmy
krzaki, wzbijaliśmy się w górę i nic. Już wcześniej widzieliśmy to wielkie
szare drzewo. Ale dopiero kiedy zmęczona Rakija zaczęła zasypiać przelatując
koło niego i prawie rozbiła nos, zorientowałem się, że to musi być Szare Drzewo
Smutku. Słyszałem o nim opowieści. Podobno, jak jakiś ptak na nim przysiądzie
to zasypia, zamienia się w kamień i spada.
- To drzewo to straszna pułapka. – zawołała Rakija
dobrze, że Deryl mnie obudził. Potem budziliśmy się nawzajem i nie pozwoliliśmy
sobie ani na chwilę stanąć spokojnie. Dzięki temu mogliśmy przeszukać teren pod
drzewem.
- I tak was znaleźliśmy. – dokończył Deryl
- Tylko już nie śpijcie – zawołała jeszcze raz Rakija –
Biegajcie, ruszajcie się!
- A gdzie Apros? – spytał Deryl, Oliwkę – nie widziałaś
go czarodziejko?
- Widziałam, wchodził na drzewo…
- O jejku, jejku, musimy go szybko znaleźć! – zawołał
Wzbił się w powietrze i zniknął między szarymi gałęziami.
Oliwka podbiegła do drzewa, ocierając rękawem nos jeszcze ostatni raz.
Próbowała potrząsać grubym pniem, ale na próżno. Była za słaba. Była już
całkiem obudzona i przytomna, podobnie Nik i Piko. Bork marudził coś jeszcze
pod nosem, ale też już ruszał się żwawiej.
Piko wskoczył na najbliższą gałąź i popędził po niej w
górę. Nik wzbił się w powietrze i poleciał za nim wrzeszcząc.
- Poczekaj, poczekaj, bo zaśniesz po drodze. Muszę cię
pilnować…
Oliwka dalej, bezskutecznie napierała na wielki pień.
Bork podbiegł do niej i oparł wielkie łapy koło jej rąk.
- No to razem – krzyknął.
- Jak razem, to czekajcie – zawołała Rakija i podleciała
do nich. Odwróciła się tyłem i zawinęła potężny ogon wokół pnia nad głową
Oliwki. – Teraz razem – zawołała
Blondynka też się dołączyła i zaczęła kopać zawzięcie
tylnymi kopytami w wielki pień. Pchali i trzęśli drzewem z całych sił. Po
chwili coś nad nimi zaszeleściło i zatrzęsło się. A potem, coś z wielkim
impetem, w towarzystwie pisków i krakań zaczęło spadać na ziemię.
Apros zwinięty w kuleczkę leżał nieruchomo pod drzewem i
wyglądał jak mały szary kamyk. Oliwka podbiegła do niego i chwyciła go na
rączki. Był twardy i zimny.
- Ojejku, co mu się stało?
- Jej, śpi jak kamień – zawołał Nik – Obudź go.
- Ale jak? Jest jak kamień, dosłownie. – zapłakała.
- Nie płacz nad nim – zawołał Deryl – wy też tak
wyglądaliście jak was znaleźliśmy.
- No, prawie. Może, nie aż tak źle – sprostowała Rakija –
ale podobnie – dodała.
Oliwka potrząsnęła małym Aprosem, a potem postukała w
niego palcem. Nic. Pomyślała przez chwilę i skoncentrowała się. Nie może
zamienić się w kamień to jej przyjaciel i rycerz jej drużyny, a ona jest
czarodziejką. Skoncentrowała się i posłała całą swoją magię, starając się, by
była jak głośny budzik, kubeł zimnej wody i lodowy sopel jednocześnie. To musi
obudzić każdego.
Mała wiewiórka, jednak leżała nieruchomo. Jej zimne
ciałko nie dawało znaku życia, jednak po chwili coś się zmieniło. Zaczęła lekko
zmieniać kolor. A potem ledwie widocznie drżeć.
- Jest, jest – zawołał Piko – udało się, budzi się! Hurra!
- Hura, hurra!! – zawtórował mu Nik – Budzi się!
Mały Apros zatrząsł się mocniej, zamruczał i… kichnął. A
potem otworzył oczy i zawarczał.
- Co to za porządki? Kto mnie budzi? Nawet na moment nie
można się zdrzemnąć… Co wam wszystkim odbiło?
Wszyscy wokół tańczyli i skakali. Śmiali się i ściskali.
Potem szybko Oliwka wskoczyła na Blondynkę przytulając Aprosa do siebie, a
Duszki dosiadły Rakiji i ruszyli jak najprędzej w dalszą drogę. Jak najdalej od
Szarego drzewa. Im bardziej się oddalali, tym byli w lepszym nastroju i mieli
więcej siły i energii. Teraz mogli poszukać babeczek i miejsca na odpoczynek.
Już byli bezpieczni, ale co dalej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz