środa, 3 sierpnia 2016

Czarodziajka z Hipolandii - Rozdział 10




Szare Drzewo Smutku


Niepokój i przygnębienie coraz silniej ogarniało Oliwkę, podobnie jak pozostałych członków drużyny. Blondynka stanęła smętnie pod wielkim drzewem i nawet nie chciało jej się paść. Oliwka usiadła na wielkim kamieniu przy drodze i po prostu postanowiła poczekać na Deryla i Rakiję. Nie chciało jej się nic robić. Nie widziała sensu szukania wody, czy babeczkowych zagajników.
Bork położył się na drodze całkiem płasko i tylko jego wielkie uszy były ostro postawione, a wzrok wpatrzony w dal drogi. Duszki zniknęły siadając w trawie pod zwalonym pniem starego drzewa. Odwrócone do siebie tyłem, były milczące, ciche i niewidoczne. Apros, z kolei wspiąwszy się na pobliskie duże, szare drzewo, zniknął gdzieś pomiędzy jego drobnymi, szarymi listkami.
Słońce lekko grzało, wiatr ucichł całkowicie, Oliwka zaczęła drzemać na swoim kamieniu. W tym śnie, a w zasadzie drzemce, miała wrażenie, że wróciła do domu, do mamy. Wszystko jest jak dawniej, tylko wcale nie umie jeździć na koniu, i nie chce się nauczyć. Boi się koni. Boi się też magii i nie chce widzieć nawiedzającego ją od urodzenia Białego latającego konia. Zaczęła płakać i płakać, było jej źle i smutno. Nie chce na niego patrzeć, nie chce go słyszeć. Płacze, aż On przestaje do niej przychodzić, szarzeje, blednie i rozpływa się, a ona płacze dalej…
- Obudźcie się! Obudźcie się natychmiast! – krakanie i wołanie, natarczywe, nieprzyjemne, wyrwało Oliwkę ze snu. Broniła się, nie chciała nic słyszeć, otwierać oczu, nic robić.
- Budźcie się wreszcie! Już, już wstawajcie! Zacznijcie ruszać się, coś robić! – natarczywe wołanie nie ustawało, aż w końcu Oliwka została zmuszona do otwarcia zapłakanych oczu.
- Co jest mamo…, nie chce jeszcze wstawać… - mruknęła zanosząc się szlochem. Kiepsko widziała przez załzawione oczy, a nos miała całkiem zapchany i mokry.
Szary okropny poranek, po co wstawać…
Coś ciągnęło ją za rękę, potem za włosy. Coś kłuło ją w kolano i w stopę.
- Oj, boli, boli…. Co się dzieje?  - zajęczała
- Wstawaj! Obudź się, już, już!
- Budź się! Budź!
W końcu otworzyła szerzej oczy i usiadła prosto. Wielki kruk dziobał ją natarczywie po kolanach i krakał przeraźliwie, a perłowy smok ciągnął wielkiego wilka za ogon, potrząsając nim co jakiś czas. Jednocześnie ogonem wymiatając  i turlając po trawie dwa małe leśne duszki, a błękitnego konia szturchał skrzydłem w zad.
Zarówno Deryl jak i Rakija budząc siłą i szarpiąc resztę drużyny, krzyczeli i wrzeszczeli na nich wniebogłosy. Coś dotarło do Oliwki w tym momencie, albo przeraźliwe krzyki, albo ból dziobnięć spowodowały, że obudziła się nareszcie.
- Już, już, obudziłam się. Przestań wreszcie. – zawołała
- Nie mogę, bo możesz zaraz zasnąć, czarodziejko.
- Nie, już nie śpię i nie zasnę. Boli mnie kolano – zawołała i potarła kolano energicznie ręką by rozetrzeć bolące miejsce.- Co ty mi robisz, kruku?
- Budzę cię! – zawołał zdenerwowany Deryl – jakbyś się nie obudziła to zasnęłabyś na zawsze i zamieniła w szary kamień…
- No co ty mówisz, Derylu, zdrzemnęłam się tylko na moment…
- Wcale nie – zawołała Rakija – odlecieliśmy od was na chwilę by sprawdzić, co się dzieje. To było przedwczoraj po południu. Kiedy wróciliśmy na drogę, was nie było. Szukaliśmy,  wołaliśmy, zapadła noc, a was nie było…
- Potem cały dzień was szukaliśmy. Przetrząsaliśmy krzaki, wzbijaliśmy się w górę i nic. Już wcześniej widzieliśmy to wielkie szare drzewo. Ale dopiero kiedy zmęczona Rakija zaczęła zasypiać przelatując koło niego i prawie rozbiła nos, zorientowałem się, że to musi być Szare Drzewo Smutku. Słyszałem o nim opowieści. Podobno, jak jakiś ptak na nim przysiądzie to zasypia, zamienia się w kamień i spada.
- To drzewo to straszna pułapka. – zawołała Rakija dobrze, że Deryl mnie obudził. Potem budziliśmy się nawzajem i nie pozwoliliśmy sobie ani na chwilę stanąć spokojnie. Dzięki temu mogliśmy przeszukać teren pod drzewem.
- I tak was znaleźliśmy. – dokończył Deryl
- Tylko już nie śpijcie – zawołała jeszcze raz Rakija – Biegajcie, ruszajcie się!
- A gdzie Apros? – spytał Deryl, Oliwkę – nie widziałaś go czarodziejko?
- Widziałam, wchodził na drzewo…
- O jejku, jejku, musimy go szybko znaleźć! – zawołał
Wzbił się w powietrze i zniknął między szarymi gałęziami. Oliwka podbiegła do drzewa, ocierając rękawem nos jeszcze ostatni raz. Próbowała potrząsać grubym pniem, ale na próżno. Była za słaba. Była już całkiem obudzona i przytomna, podobnie Nik i Piko. Bork marudził coś jeszcze pod nosem, ale też już ruszał się żwawiej.
Piko wskoczył na najbliższą gałąź i popędził po niej w górę. Nik wzbił się w powietrze i poleciał za nim wrzeszcząc.
- Poczekaj, poczekaj, bo zaśniesz po drodze. Muszę cię pilnować…
Oliwka dalej, bezskutecznie napierała na wielki pień. Bork podbiegł do niej i oparł wielkie łapy koło jej rąk.
- No to razem – krzyknął.
- Jak razem, to czekajcie – zawołała Rakija i podleciała do nich. Odwróciła się tyłem i zawinęła potężny ogon wokół pnia nad głową Oliwki. – Teraz razem – zawołała
Blondynka też się dołączyła i zaczęła kopać zawzięcie tylnymi kopytami w wielki pień. Pchali i trzęśli drzewem z całych sił. Po chwili coś nad nimi zaszeleściło i zatrzęsło się. A potem, coś z wielkim impetem, w towarzystwie pisków i krakań zaczęło spadać na ziemię.
Apros zwinięty w kuleczkę leżał nieruchomo pod drzewem i wyglądał jak mały szary kamyk. Oliwka podbiegła do niego i chwyciła go na rączki. Był twardy i zimny.
- Ojejku, co mu się stało?
- Jej, śpi jak kamień – zawołał Nik – Obudź go.
- Ale jak? Jest jak kamień, dosłownie. – zapłakała.
- Nie płacz nad nim – zawołał Deryl – wy też tak wyglądaliście jak was znaleźliśmy.
- No, prawie. Może, nie aż tak źle – sprostowała Rakija – ale podobnie – dodała.
Oliwka potrząsnęła małym Aprosem, a potem postukała w niego palcem. Nic. Pomyślała przez chwilę i skoncentrowała się. Nie może zamienić się w kamień to jej przyjaciel i rycerz jej drużyny, a ona jest czarodziejką. Skoncentrowała się i posłała całą swoją magię, starając się, by była jak głośny budzik, kubeł zimnej wody i lodowy sopel jednocześnie. To musi obudzić każdego.
Mała wiewiórka, jednak leżała nieruchomo. Jej zimne ciałko nie dawało znaku życia, jednak po chwili coś się zmieniło. Zaczęła lekko zmieniać kolor. A potem ledwie widocznie drżeć.
- Jest, jest – zawołał Piko – udało się, budzi się! Hurra!
- Hura, hurra!! – zawtórował mu Nik – Budzi się!
Mały Apros zatrząsł się mocniej, zamruczał i… kichnął. A potem otworzył oczy i zawarczał.
- Co to za porządki? Kto mnie budzi? Nawet na moment nie można się zdrzemnąć… Co wam wszystkim odbiło?

Wszyscy wokół tańczyli i skakali. Śmiali się i ściskali. Potem szybko Oliwka wskoczyła na Blondynkę przytulając Aprosa do siebie, a Duszki dosiadły Rakiji i ruszyli jak najprędzej w dalszą drogę. Jak najdalej od Szarego drzewa. Im bardziej się oddalali, tym byli w lepszym nastroju i mieli więcej siły i energii. Teraz mogli poszukać babeczek i miejsca na odpoczynek. Już byli bezpieczni, ale co dalej?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz