środa, 15 czerwca 2016

Czarodziejka z Hipolandii Rozdział 3





 Hipolandia


"Ratuj mnie....proszę, proszę...."
Powtórzyła to w myślach chyba sto razy i wtedy nagle wszystko się zmieniło. Oczy miała wciąż zamknięte, ale czuła całym ciałem, że las wokół się zmienił. Gałęzie już nie drapały i nie uderzały, rytm kroków Blondynki stał się inny, łagodny, miękki, coraz bardziej płynny i delikatny.
Czuła też, jak sama Blondynka zmienia się, jej grzywa staje się dłuższa i bardziej jedwabista, szyja szczuplejsza. Między palcami znikły wodze, a całym ciałem czuła skórę i mięśnie konia, zniknęło siodło.
Blondynka dalej pędziła, choć nie było czuć już uderzeń kopyt, tylko wiatr na twarzy. Oliwka bała się otworzyć oczu, choć ciekawość coraz silniej brała górę nad strachem. Krok Blondynki był równy i bardzo płynny w zasadzie czuła się powoli coraz bardziej bezpiecznie.
"To dobrze, jesteś bezpieczna..." - usłyszała w swojej głowie.
Kto to powiedział?
"Bezpieczna, miła, dobra... nie bój się..." - znów usłyszała.
Kto to powiedział?
Ciekawość Oliwki zdecydowanie brała górę nad strachem i Oliwka powoli otworzyła oczy. W tym momencie aż jej dech zaparło. Blondynka nie wyglądała już jak Blondynka, zmieniła się w tak niesamowity sposób, że trudno było ją poznać. Przede wszystkim zmieniła kolor, teraz była błękitna, jak letnie niebo.
Nie jak konie z kreskówek, nadal miała sierść konia z ciemnymi jabłuszkami na zadzie, ale jej kolor był błękitno srebrzysty mieniący się niczym brokat lub szlachetny kamień. Choć Oliwka nigdy takiego kamienia nie widziała, tak mogła sobie szlachetne kamienie wyobrażać.
Grzywa Blondynki nadal była biała, ale teraz była długa, lśniąca i falująca na wietrze, gdyby przestała powiewać sięgałaby jej prawie do nóg. Kopyta miała srebrne i błyszczące, a kiedy dotykała nimi ziemi trawa i wszystko wokół zaczynało świecić, srebrzysto białym światłem.
To wszystko wydało się Oliwce znajomym widokiem. Znajomym, skąd? Ze snu?
Oliwka zafascynowana uniosła głowę i rozejrzała się wokół. To była naprawdę ta kraina, którą pamiętała z sennych marzeń.
Koronkowe, świetliste drzewa we wszystkich kolorach tęczy tworzyły nad ich głowami drżący i roztańczony dach. Między drzewami obok Blondynki biegły inne konie. Równie wdzięczne, kolorowe dostojne i piękne.
Niektóre miały skrzydła i leciały między drzewami, inne biegły po trawie i mchu pozostawiając świetliste ślady. Nie stukały kopytami, tylko ich ruch powodował szelest podobny do wiatru - a w zasadzie, jak lepiej się wsłuchać - delikatnej rytmicznej melodii. Dlatego wcześniej ich nie słyszała.
Teraz biegli razem. Niektóre z mniejszych koni radośnie brykały od czasu do czasu, inne biegły lub leciały spokojnie i dostojnie. Rozglądając się wokół dłużej Oliwka dostrzegła, że między drzewami nie tylko biegną konie, ale w pewnej odległości biegło kilka wielkich psów, a może wilków, o pięknej srebrnobiałej sierści. Między drzewami również leciały motyle i ważki, najczęściej otaczając roztańczoną chmurą niektóre z koni.
Po chwili Oliwka już wcale się nie bała, odchyliła się do tyłu by wygodnie oglądać ten przedziwny świat, zaczęła śmiać się, bo uczucie radości i szczęścia otaczało ją ze wszystkich stron. Miała wrażenie, że wszystkie istoty wokół niej również śmieją się z nią. W zasadzie słyszała ich śmiech niczym uderzenia perlistych kropli rosy i srebrnych dzwoneczków.
Biegli tak jeszcze przez jakiś czas, aż drzewa zaczęły rzednąć i pomiędzy nimi coraz częściej widać było niebo. Po chwili znaleźli się na skraju łąki, a może wielkiej polany, ale tak dużej, że drugiego jej końca prawie nie było widać. Trawy porastające łąkę były wysokie mieniły się niczym brokatowa tęcza w odcieniach złota, różu i fioletu.
Blondynka zwolniła i zatrzymała się. Podobnie reszta koni i zwierząt. Bo teraz były tu i inne zwierzęta, jedne zwyczajne, jak sarny, jelenie, króliki, inne zupełnie niezwykłe, jak gryfy i sfinksy, a nad ich głowami przeleciał najprawdziwszy perłowo złoty smok.
Oliwka rozejrzała się wokół sprawdzając, dlaczego się zatrzymali i wtedy dostrzegła przed sobą białego jak śnieg przepięknego, wielkiego, smukłego wierzchowca. Ale nie był to zwykły koń, miał wielkie perłowo białe, przetykane złotem skrzydła i długi złoty róg na czole. Oliwka od razu go poznała, choć teraz był jakby większy i dostojniejszy, to był jej koń ze snów.
-Witaj młoda ludzka czarodziejko – powiedział lekko kłaniając się pochylając głowę – Cieszę się, że w końcu udało ci się do nas dotrzeć. Od dawna na ciebie czekamy.

Oliwka otworzyła buzię ze zdziwienia. Jak to możliwe, że koń mówi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz