środa, 1 czerwca 2016

Czarodziejka z Hipolandii - Rozdział 1




 Wspaniały dzień


Dzień był w zasadzie zwyczajny, ale Oliwka od tak dawna na niego czekała, że od rana wydawał jej się najbardziej niezwykły ze wszystkich dni w jej życiu. Obudziła się rano z uczuciem, że dziś przeżyje coś niezwykłego.
Wstała pierwsza w domu. Woda w kranie szumiała niczym muzyka potoku. Śniadanie smakowało jak królewska uczta. Świat zza szyby samochodu migał magicznie, śmiejąc się do niej promieniami słońca tańczącymi w liściach. Było ciepło, ale nie upalnie, w sam raz.... Nie za zimno, nie musiała dodatkowo nakładać kurtki, ale nie za gorąco na wysokie do kolan nowe buty.... Tak, było idealnie.
Siedząc na tylnym siedzeniu samochodu mamy, miała ochotę zacząć skakać, ze szczęścia i podniecenia, ale nie dawała tego po sobie poznać. Jeszcze raz ukradkiem spojrzała na siebie krytycznie, czy wszystko było ok. Tak. Buty czarne, idealnie wypastowane, błyszczące. Spodnie, czyste, białe. W kieszeni cztery kostki cukru, trochę uwierały, nie szkodzi. Na siedzeniu obok leżał czarny, aksamitny toczek i duże czerwone jabłko. Lawendowa podkoszulka nie krępowała ruchów, a splecione w warkocz włosy nie wchodziły do oczu.
Tak, to ten dzień.... Dziś po raz pierwszy pojedzie do lasu. Jak prawdziwy, dorosły jeździec. Do lasu. Na Blondynce.
Uśmiechnęła się i roześmiała od ucha do ucha. Mama spojrzała na nią w lusterku, nie musiała nic mówić. Wiedziała. Uśmiechnęła się tylko porozumiewawczo i znów przeniosła wzrok na drogę.
Oliwka pogłaskała ręką toczek, jak by chcąc upewnić się, że jest prawdziwy, a potem dotknęła jabłka. Było gładkie chłodne i twarde. Takie Blondynka najbardziej lubiła. Blondynka była ulubionym koniem Oliwki. Być może, nie była ani bardzo rasowa, ani specjalnie piękna, czy miła, dla Oliwki jednak wydawała się wyjątkowa.
Była niewysoką klaczką, a w zasadzie dużym kucem, ciemno siwej maści, w piękne ciemne jabłuszka na zadzie i z całkiem białą grzywą i ogonem. Potrafiła uprzykrzyć życie młodym jeźdźcom, czasem postraszyła, czasem uszczypnęła gdzie nie trzeba, jak ktoś się odwrócił. Jednak od pierwszego dnia w stajni Oliwka czuła do niej wyjątkową miłość i zdecydowanie wzajemnie. Blondynka wybrała ją i dawała to wszystkim do zrozumienia. Kiedy Oliwka była w stajni żaden jeździec nie mógł zbliżać się do boksu Blondynki, poza nią, a n a padoku żaden koń nie mógł podejść do Oliwki.
Jeździła na innych koniach, owszem, ale to Blondynka była najważniejsza. Zawsze witała się z nią pierwszą i gdzieś w głowie, czy może w sercu czuła, że ona też ją lubi bardziej od innych, wita się z nią i cieszy. Kiedy na ostatniej jeździe pani Ania oznajmiła, że na następnej jadą w teren i wstępnie ustaliła kto na jakim koniu, Oliwka błagała w duszy by to była Blondynka. I tak się stało.
Samochód sunął powoli po nierównej drodze dojazdowej do stajni, a Oliwka widziała już padoki z pasącymi się końmi i kucami. Kiedy wyskoczyła z samochodu, poczuła zapach stajni i koni, to był jej ulubiony zapach, najlepszy na świecie. Teraz czuła się dorosła, dzielna i poważna. Wszystko potrafiła zrobić sama. Najpierw pobiegła do Blondynki, dała jej jabłko, a potem przywitała się z panią instruktor i panem Piotrem. Teraz mogła wziąć szczotki i wyczyścić Blondynkę przed jazdą.
Tuż przed wakacjami skończyła dziesięć lat, była co prawda trochę niższa, niż reszta jej koleżanek, ale to nie szkodzi. Potrafiła to, czego one nie umiały. Jeździła konno. Przyjaźniła się z koniem. Od pierwszej chwili wiedziała, że to najwspanialsza rzecz pod słońcem.
Marzyła o tym od zawsze, odkąd pamiętała. We śnie przychodził do niej piękny srebrny koń ze skrzydłami i latała z nim po magicznym lesie. Każde dotknięcie jego kopyt rozświetlało las, a magiczne drzewa niczym baletnice w świetlistych sukienkach tańczyły z nimi.
Pierwsza jazda, właśnie na Blondynce była prawie jak ze snu. Blondynka poruszała się najpierw wolno i ostrożnie, a Oliwka na jej grzbiecie wykonywała ćwiczenia, potem pani instruktor pozwoliła Blondynce przyśpieszyć i to było cudowne niczym lot. Nieważne, że trochę trzęsło, szybko się przyzwyczaiła i jak zaczęła poruszać się w rytm kroków konia, z rękami rozłożonymi na boki czuła, że leci. Potem było czasem trudno, czasem boleśnie, ale zawsze to wspomnienie lotu i połączenia z koniem wracało, jak we śnie.
Czyszczenie i siodłanie poszło szybko i bez problemów była gotowa pierwsza z grupy. Pani Ania sprawdziła siodło, czy wszystko jest na miejscu i pochwaliła Oliwkę za sprawne i dobre wyczyszczenie Blondynki. Kiedy wszyscy już wsiedli na konie, pani Ania sama wsiadła na dużego złocistego kasztana o imieniu Diuk. Oliwka na Blondynce jechała ostatnia.
Wolałaby jechać zaraz za panią Anią, ale nie miała wyboru Blondynka nie lubiła, jak inne konie szły za nią i potrafiła kopać. Dlatego zawsze musiała iść ostatnia. Nic nie szkodzi i tak wyprawa do lasu była spełnieniem marzeń.

Wyjeżdżając przez bramę pomachała mamie na do widzenia, a ta z trochę zatroskanym uśmiechem, odmachała jej z daleka.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz