Wspaniały dzień
Dzień
był w zasadzie zwyczajny, ale Oliwka od tak dawna na niego czekała, że od rana
wydawał jej się najbardziej niezwykły ze wszystkich dni w jej życiu. Obudziła
się rano z uczuciem, że dziś przeżyje coś niezwykłego.
Wstała
pierwsza w domu. Woda w kranie szumiała niczym muzyka potoku. Śniadanie
smakowało jak królewska uczta. Świat zza szyby samochodu migał magicznie,
śmiejąc się do niej promieniami słońca tańczącymi w liściach. Było ciepło, ale
nie upalnie, w sam raz.... Nie za zimno, nie musiała dodatkowo nakładać kurtki,
ale nie za gorąco na wysokie do kolan nowe buty.... Tak, było idealnie.
Siedząc
na tylnym siedzeniu samochodu mamy, miała ochotę zacząć skakać, ze szczęścia i
podniecenia, ale nie dawała tego po sobie poznać. Jeszcze raz ukradkiem
spojrzała na siebie krytycznie, czy wszystko było ok. Tak. Buty czarne,
idealnie wypastowane, błyszczące. Spodnie, czyste, białe. W kieszeni cztery
kostki cukru, trochę uwierały, nie szkodzi. Na siedzeniu obok leżał czarny,
aksamitny toczek i duże czerwone jabłko. Lawendowa podkoszulka nie krępowała
ruchów, a splecione w warkocz włosy nie wchodziły do oczu.
Tak,
to ten dzień.... Dziś po raz pierwszy pojedzie do lasu. Jak prawdziwy, dorosły
jeździec. Do lasu. Na Blondynce.
Uśmiechnęła
się i roześmiała od ucha do ucha. Mama spojrzała na nią w lusterku, nie musiała
nic mówić. Wiedziała. Uśmiechnęła się tylko porozumiewawczo i znów przeniosła
wzrok na drogę.
Oliwka
pogłaskała ręką toczek, jak by chcąc upewnić się, że jest prawdziwy, a potem
dotknęła jabłka. Było gładkie chłodne i twarde. Takie Blondynka najbardziej
lubiła. Blondynka była ulubionym koniem Oliwki. Być może, nie była ani bardzo
rasowa, ani specjalnie piękna, czy miła, dla Oliwki jednak wydawała się
wyjątkowa.
Była
niewysoką klaczką, a w zasadzie dużym kucem, ciemno siwej maści, w piękne
ciemne jabłuszka na zadzie i z całkiem białą grzywą i ogonem. Potrafiła
uprzykrzyć życie młodym jeźdźcom, czasem postraszyła, czasem uszczypnęła gdzie
nie trzeba, jak ktoś się odwrócił. Jednak od pierwszego dnia w stajni Oliwka
czuła do niej wyjątkową miłość i zdecydowanie wzajemnie. Blondynka wybrała ją i
dawała to wszystkim do zrozumienia. Kiedy Oliwka była w stajni żaden jeździec
nie mógł zbliżać się do boksu Blondynki, poza nią, a n a padoku żaden koń nie
mógł podejść do Oliwki.
Jeździła
na innych koniach, owszem, ale to Blondynka była najważniejsza. Zawsze witała
się z nią pierwszą i gdzieś w głowie, czy może w sercu czuła, że ona też ją
lubi bardziej od innych, wita się z nią i cieszy. Kiedy na ostatniej jeździe
pani Ania oznajmiła, że na następnej jadą w teren i wstępnie ustaliła kto na
jakim koniu, Oliwka błagała w duszy by to była Blondynka. I tak się stało.
Samochód
sunął powoli po nierównej drodze dojazdowej do stajni, a Oliwka widziała już
padoki z pasącymi się końmi i kucami. Kiedy wyskoczyła z samochodu, poczuła
zapach stajni i koni, to był jej ulubiony zapach, najlepszy na świecie. Teraz
czuła się dorosła, dzielna i poważna. Wszystko potrafiła zrobić sama. Najpierw
pobiegła do Blondynki, dała jej jabłko, a potem przywitała się z panią
instruktor i panem Piotrem. Teraz mogła wziąć szczotki i wyczyścić Blondynkę
przed jazdą.
Tuż
przed wakacjami skończyła dziesięć lat, była co prawda trochę niższa, niż
reszta jej koleżanek, ale to nie szkodzi. Potrafiła to, czego one nie umiały.
Jeździła konno. Przyjaźniła się z koniem. Od pierwszej chwili wiedziała, że to
najwspanialsza rzecz pod słońcem.
Marzyła
o tym od zawsze, odkąd pamiętała. We śnie przychodził do niej piękny srebrny
koń ze skrzydłami i latała z nim po magicznym lesie. Każde dotknięcie jego
kopyt rozświetlało las, a magiczne drzewa niczym baletnice w świetlistych
sukienkach tańczyły z nimi.
Pierwsza
jazda, właśnie na Blondynce była prawie jak ze snu. Blondynka poruszała się
najpierw wolno i ostrożnie, a Oliwka na jej grzbiecie wykonywała ćwiczenia,
potem pani instruktor pozwoliła Blondynce przyśpieszyć i to było cudowne niczym
lot. Nieważne, że trochę trzęsło, szybko się przyzwyczaiła i jak zaczęła
poruszać się w rytm kroków konia, z rękami rozłożonymi na boki czuła, że leci.
Potem było czasem trudno, czasem boleśnie, ale zawsze to wspomnienie lotu i
połączenia z koniem wracało, jak we śnie.
Czyszczenie
i siodłanie poszło szybko i bez problemów była gotowa pierwsza z grupy. Pani
Ania sprawdziła siodło, czy wszystko jest na miejscu i pochwaliła Oliwkę za
sprawne i dobre wyczyszczenie Blondynki. Kiedy wszyscy już wsiedli na konie,
pani Ania sama wsiadła na dużego złocistego kasztana o imieniu Diuk. Oliwka na
Blondynce jechała ostatnia.
Wolałaby
jechać zaraz za panią Anią, ale nie miała wyboru Blondynka nie lubiła, jak inne
konie szły za nią i potrafiła kopać. Dlatego zawsze musiała iść ostatnia. Nic
nie szkodzi i tak wyprawa do lasu była spełnieniem marzeń.
Wyjeżdżając
przez bramę pomachała mamie na do widzenia, a ta z trochę zatroskanym
uśmiechem, odmachała jej z daleka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz